Marvel’s Guardians of the Galaxy – jedna z tych gier, na które nikt specjalnie nie czekał, a która okazała się całkiem udaną produkcją. Nie tylko dla fanów Marvela!
Rok 2021 był bez wątpienia trudnym rokiem, również gracze nie będą wspominać go raczej z rozrzewnieniem. Czekając na normalne ceny PS5, dostępność kart graficznych i naprawę Cyberpunka 2077, raz za razem natrafialiśmy na kolejne rozczarowania. Nowe Call of Duty i Battlefield 2042 spotkały się z bardzo chłodnym przyjęciem, Far Cry 6 i Forza Horizon 5 to w najlepszym przypadku udanie podsmażone kotlety…
W tym wszystkim trochę przypadkiem w łapy (a raczej na steamowe konto) wpadli mi Strażnicy Galaktyki Marvela. Gra, na którą po porażce Marvel’s Avengers nikt nie czekał, okazała się bardzo, ale to bardzo przyjemnym zaskoczeniem. A urzekła mnie już od pierwszych chwil!
Za co można polubić Strażników Galaktyki
Chociaż oglądam je wszystkie (chyba głównie z przyzwyczajenia i ogólnego zainteresowania popkulturą), nie mogę powiedzieć, abym był fanem filmów w konwencji superhero. Wylewający się z nich patos wywołuje u mnie uczucie mdłości, a oderwane od rzeczywistości “problemy” bohaterów nie pozwalają mi nawiązać z nimi żadnej więzi. Dopiero James Gunn i jego Strażnicy Galaktyki otworzyli mi oczy na to, że adaptacje komiksów “wchodzą” najlepiej, gdy potraktowane są z jajem.
Poniekąd równie świeże spojrzenie na temat oferuje gra – przynajmniej jeśli porównać ją z beznadziejnymi Avengersami. Tworząc Marvel’s Guardians of the Galaxy skupiono się na historii i budowaniu relacji między bohaterami. Czyli dokładnie na tym, czego zabrakło w poprzedniej produkcji traktującej o ukochanym przez miliony (ludzi, nie dolarów) uniwersum.
Na tle nijakości Avengersów, Strażnicy Galaktyki wyróżniają się już od momentu wejścia do menu głównego. Tutaj powitała mnie muzyka w wykonaniu Mötley Crüe i mówiąc szczerze, byłem już kupiony. Z poczucia recenzenckiego obowiązku (no i czystej zabawy płynącej z rozgrywki), postanowiłem jednak pójść dalej.
Sprawdź też: Far Cry 6 – czy warto zagrać w kolejną (pozornie) taką samą grę od Ubisoftu?
Czy warto zagrać w Marvel’s Guardians of the Galaxy
Znacie to uczucie, kiedy grając w jakiś przygodowy tytuł, zaczyna się odczuwać autentyczną sympatię do głównego bohatera, rzucającego tu i ówdzie zabawne teksty? Czyż nie dlatego tak bardzo pokochaliśmy Nathana Drake’a z serii Uncharted? Zatem wyobraźcie sobie tytuł, w którym takich gagatków jest czterech (no dobra, pięciu, ale jeden powtarza tylko “I am Groot”) i że przez całą grę (niecałe 20 godzin) oni cały czas ze sobą gadają.
Mówiąc “cały czas” mam na myśli ABSOLUTNIE CAŁY – w Marvel’s Guardians of the Galaxy można policzyć na palcach nieliczne momenty, w których nikt nic nie mówi. Peter Quill (aka Star-Lord) i ekipa trajkoczą ze sobą bez przerwy, na każdy temat. Co ciekawe, to się nie nudzi, bo dialogi zostały napisane kapitalnie – nie jest to oczywiście Tarantino, ale komentarzy dotyczących bieżących oraz minionych wydarzeń słucha się z autentycznym zaciekawieniem.
Sama fabuła i relacje “growych” Strażników Galaktyki początkowo wydają się znacznie bardziej kameralne niż ich filmowych odpowiedników, jednak i to zmienia się z czasem. Podobnie jak w adaptacji Jamesa Gunna, nie ma tu miejsca na patos, który jest skutecznie neutralizowany przez czarne poczucie humoru Rocketa i “błyskotliwe spostrzeżenia” Groota. Mimo to nie nazwałbym Marvel’s Guardians of the Galaxy komedią czy nawet space operą, bowiem mimo wszechobecnych żartów, ton opowieści jako całości jest całkiem… poważny (powiedziałbym, że mroczny, ale za bardzo kojarzy mi się to z filmami DC).
Gameplay i grafika
Jeśliby pokusić się o nazwanie fabuły (albo przede wszystkim bohaterów i relacji między nimi) wirtualnych Strażników Galaktyki majstersztykiem (choć nie jest to produkcja aż tak wybitna), nawet przy dużej dawce optymizmu gameplay nie stoi już na tak wysokim poziomie. Poruszanie się i szeroko rozumiana eksploracja, strzelanie (czy ogólnie walka) mogą wydawać się lekko… drewniane. Marvel’s Guardians of the Galaxy co jakiś czas dorzuca nam do nauki nowe mechaniki, które nieco urozmaicają rozgrywkę, ale nie można oczekiwać pod tym względem czegoś więcej, niż rzetelnie wykonanej, rzemieślniczej roboty.
Spodobać się może natomiast oprawa audiowizualna. O świetnej ścieżce dźwiękowej już wspominałem (ta bardzo przypomina oldschoolowe klimaty z filmów), również grafika robi pozytywne wrażenie. Bardzo efektowne lokacje z ładnymi “widoczkami” można jeszcze wzbogacić ray tracingiem – zarówno na konsolach, jak i mocnych pecetach Strażnicy Galaktyki prezentują się więc… nowocześnie.
No to dobra gra, czy niedobra?
Może trochę dziwić fakt, że gra, która pod tyloma względami jest raczej przeciętna, wryła mi się w pamięć jako jedna z najlepszych gier ubiegłych miesięcy. Może po prostu rok 2021 był tak słaby? Niezależnie jaką znajdziemy odpowiedź, warto zagrać w Marvel’s Guardians of the Galaxy, jeśli szukamy iście filmowego przeżycia.
Tytuł pod względem rozgrywki z pewnością nikogo nie wysadzi z fotela, ale śledzenie przygód tej patologicznej w gruncie rzeczy ekipy i słuchanie przekomarzania się jej członków, to czysta radocha. Przy okazji – osobiście wolę opcję z angielskim dubbingiem, ale ekipa od polskiej wersji językowej zrobiła niezłą robotę, więc w tym wypadku nie ma złego wyboru!
Sprawdź też: Forza Horizon 5 – recenzja. Twoja kolejna samochodówka na lata