Budujesz platformę gamingową na płycie głównej w standardzie mini-ITX? Obudowa NZXT H1 w odświeżonej wersji v2 od amerykańskiego producenta jest całkiem rozsądną opcją do wyboru. W niniejszej recenzji przedstawię, dlaczego tak uważam.
Osobiście nie jestem fanem małych płyt głównych, choć nie da się ukryć, że czasy „wielkich szaf”, które służyły nam za pecety, powoli odchodzą do lamusa. Mobo mniejsze niż standardowe ATX zyskują na popularności, co wiąże się także z odpowiednią reakcją producentów obudów, którzy tworzą swoje produkty przeznaczone dla mniejszych rozwiązań. I ma to sens, bo pomijając sam trend, nie każdy para się sztuką overclockingu, która wymaga od mobo silnej sekcji zasilania. A to właśnie ten element płyty głównej jest w nich mniej rozbudowany, niż ma to miejsce w standardowych płytach ATX.
Dziś na warsztat wezmę obudowę dedykowaną płytom mini-ITX, czyli NZXT H1 v2 w czarnej kolorystyce (oprócz niej, dostępna jest też wersja czarno-biała). Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że obudowa wygląda zwyczajnie, jednak pojawia się problem z ceną. Tysiąc złotych za zwykłego mini-ITX-a? Otóż uzasadnienie tej ceny tkwi w jej wnętrzu. NZXT tym modelem niejako wyręczył nas w kwestii kompletowania podzespołów komputerowych, a przynajmniej jej części. Nie, nie znajdziecie w środku nowego RTX-a czy Radeona serii RX 6000.
Odkładając jednak żarty na bok, cena tej obudowy jest w pełni uzasadniona. Posiada ona w swoim wnętrzu zasilacz 750W (certyfikat 80 Gold) oraz wydajne chłodzenie AiO. Do tego, co należy zaznaczyć, nie została wykonana po kosztach. Przyjrzyjmy się jej jednak bliżej i zobaczmy, jak wypada w codziennym użytkowaniu.
NZXT H1 – specyfikacja
- Kompatybilność: Mini-ITX
- Wysokość: 405 mm
- Szerokość: 196 mm
- Głębokość: 196 mm
- Waga: 7,6 kg
- Okno: tak
- Maksymalna długość GPU: 324 mm
- Maksymalna szerokość GPU: 58 mm
- Maksymalna wysokość pamięci RAM: 46 mm
- Gniazda na panelu przednim: USB 3.2 (x2), USB-C 3.2, uniwersalne złącze audio 3,5 mm
- Gniazda rozszerzeń: 2
- Zatoki na dyski: tylko 2,5” (x2)
- Kompatybilność chłodzenia AiO z CPU: Socket LGA 1700, 1200/115X, AMD Socket AM4
- Wentylatory: tył 92 mm
- Chłodnica: jeden wentylator, średnica 140 mm
- Zasilacz: 750W Gold, w pełni modularny
NZXT H1 – doznania wizualne
Po uwolnieniu obudowy z kartonu i styropianu moim oczom ukazała się niewielkich rozmiarów jednostka z tak zwanym oknem. Wykonane jest ono ze szkła hartowanego, jednak jak dla mnie jest ono zdecydowanie za ciemne. Oba boki i tył obudowy to natomiast blacha z licznymi perforowanymi otworami. Filtry siateczkowe znajdują się tylko po bokach. Ma to sens, ponieważ powietrze zasysane jest od boków, opuszcza natomiast konstrukcję z tyłu.
Góra obudowy nie ma żadnych wypustów, znajdziemy tam panel I/O z przyciskiem ON/OFF, trzema wejściami USB (jeden w standardzie USB-C) i uniwersalnym wejściem audio – tutaj za wiele nie ma co opisywać. Konstrukcja jest prosta jak drut, jednak nie oznacza to, że NZXT poszło na łatwiznę przy jej wykonaniu. Obudowa wygląda świetnie, okno jest ładnym dodatkiem (choć odrobinę za ciemnym), a jakościowo wszystko stoi na wysokim poziomie. NZXT użył do konstrukcji wysokiej jakości ocynkowanej stali (SGCC) – szukałem usilnie jakichś plastików, ale znalazłem je jedynie na łopatkach wiatraków. Widać, że komponenty użyte do wykonania tego modelu są z najwyższej półki.
Cieszy również to, że rozbieranie obudowy z osłon odbywa się beznarzędziowo. Zarówno okno, jak i tylny panel trzymają się na zasadzie zatrzasku, a konkretnie czterech zatrzasków na każdą osłonę. Wyglądają solidnie, poza tym nie zdejmuje się ich często, zatem nie powinny się wyrobić. Boczne panele są natomiast połączone z górnym – ich zdjęcie odbywa się równocześnie na zasadzie wysunięcia całości do góry. W zasadzie narzędzi potrzeba tu tylko w jednym przypadku – do odkręcenia dwóch śrub przytrzymujących chłodnicę do obudowy.
Nie ukrywam, że z zewnątrz obudowa NZXT H1 zrobiła na mnie pozytywne wrażenie. Pomijając kwestie okna, mamy tu bardzo ładną i dobrze wykonaną konstrukcję, która prezentuje się nienagannie na biurku (jest tak mała, że nie musicie się obawiać o miejsce). Dostanie się do wnętrza nie jest przeszkodą, możemy to robić swobodnie bez konieczności udawania się po zestaw narzędzi. Zarówno bryły, jak i jej urokliwego wyglądu nie zaburzają wystające kable – mobo (tak jak GPU) montowane jest złączami do dołu, oznacza to, że wszelkie kable wychodzą od spodu obudowy.
Wnętrze obudowy NZXT H1
Załóżmy, że budujemy komputer w standardzie mini-ITX, nie mając przy tym zielonego pojęcia, jak to się robi. Owszem, wspomagamy się filmikami na YouTube, aby odpowiednio dopasować kable/poznać rozmieszczenie gniazd na mobo, nie posiadamy jednak zacięcia i będzie to nasz chrzest bojowy. Czy w związku z tym, operowanie wewnątrz tak małej obudowy jest łatwe i nie sprawi problemów nowicjuszom? Odpowiedź może zaskoczyć, bo montaż (większości) podzespołów wewnątrz H1 jest absurdalnie łatwy.
Owszem, miejsca nie jest tu wiele, stąd posiadacze mniejszych dłoni będą mieli łatwiej, jednak pełne złożenie komputera to kwestia wkręcana mniej niż 10 śrub. Skupiając się na samym działaniu wewnątrz, jedyny problem, jaki może się pojawić, to operowanie przy zasilaczu. Z racji, że jest on umieszczony na górze obudowy i z tej samej strony co panel I/O dochodzi tu do pewnego, nazwijmy to, „konfliktu kablowego”. Cztery kable, które wychodzą z panelu I/O, skutecznie zasłaniają okablowanie zasilacza, ograniczając tym samym przestrzeń manewrową. Z początku zastanawiałem się nawet, czy nie zdemontować panelu I/O tymczasowo, zanim podłączę wszystkie kable zasilające. Nie próbowałem z odłączeniem kabli od płytki drukowanej, wydają się przytwierdzone na stałe. Nie jest to jakiś wielki problem, ale wspominam o nim z konieczności, skoro zasilacz ma modularne okablowanie, które możemy od niego odłączać.
Pomijając tę drobną niedogodność, montaż płyty głównej oraz GPU przebiega bezproblemowo. W zupełności zmieścicie w obudowie lwią część kart graficznych – łącznie z kolosami z trzema wiatrakami (choć zaznaczam, nie wszystkie się zmieszczą). Zakładając, że śpicie na workach pieniędzy, możecie zmieścić w H1 naprawdę wydajną jednostkę. Jej małe rozmiary mogą zostać zbagatelizowane, jednak wewnątrz skrywać się będą potężne podzespoły, które nie będą odstawać od sprzętu w standardzie ATX.
NZXT rozwiązuje także wszelkie problemy z okablowaniem. Zarządzanie przewodami zostało wykonane na etapie produkcji tego modelu i stoi na najwyższym poziomie. W zasadzie nic nie trzeba tu poprawiać – kabel, który nie ma luźno zwisać, został już przytwierdzony do obudowy, co poprawia poruszanie się wewnątrz i ściąga z Waszych barków konieczność zajęcia się tym. Duża zaleta dla wszystkich, którzy nie przepadają za tak zwanym „cable management”. Na pochwałę zasługuje też podejście producenta, który w wybranych miejscach zamieścił stosowne naklejki, informujące użytkownika jak należy postąpić, na co zwrócić uwagę, gdzie zachować ostrożność, etc. Czy to na chłodnicy, kablach odchodzących od blokopompy lub przy zdejmowaniu obudowy – użytkownik jest tu niejako „prowadzony za rękę”. Nie zrozumcie mnie źle, pochwalam takie podejście i jest ono moim zdaniem bardzo dobrym rozwiązaniem – nie każdy z nas musi być przecież mistrzem w składaniu peceta, nieprawdaż?
Wnętrze tego modelu jest po prostu inne – mobo montowane panelem I/O do dołu, zatoka na dyski twarde montowana przy PSU, który to sam zamontowany jest u góry, przedłużka PCIe do GPU, które nie jest bezpośrednio wpięte do mobo… No cóż, sporo tu zrywania z utartymi schematami, jednak nie ma w tym nic złego. Doskonale wiadomo, że każdy centymetr kwadratowy przestrzeni w tak małych modelach jest na wagę złota. Projektanci NZXT zrobili kawał dobrej roboty, gdyż nie było łatwo odpowiednio rozplanować tego wszystkiego. Wyszło nieźle, a sama obudowa jest niezwykle łatwa w montażu podzespołów. Na tyle, że nie powinna sprawić problemów nowicjuszom. Jedyny problem to kwestia operowania przy wpinaniu kabli do PSU, jednak zaznaczam, że mam dosyć spore dłonie – być może więc problem jest tylko kwestią indywidualną.
Sprawdź też: NZXT H510 Flow – recenzja. Czy NZXT skutecznie poprawiło swoją obudowę?
Temperatura pracy i natężenie hałasu
Nie jest tajemnicą, że piętą achillesową konstrukcji w standardzie mini-ITX są stosunkowo wysokie temperatury i trudności w ich szybkim zbijaniu. Spowodowane jest to małą ilością wolnej przestrzeni, ogólnym ściśnięciem podzespołów, które mają utrudnione „oddychanie”, oraz często małymi wiatrakami, które nie nadążają z zapewnieniem odpowiedniej cyrkulacji powietrza. Jeżeli dodamy do tego mocną kartę graficzną, wiele mniejszych obudów może zacząć grzać się na potęgę. Jak radzi sobie z tym ulepszona wersja obudowy H1?
Zaczynając od procesora, mamy tu zamontowany fabrycznie zestaw AiO z wentylatorem o średnicy 140 mm. I w zasadzie będzie to w zupełności wystarczać dla większości CPU dostępnych na rynku – pomijając rzecz jasna modele z najwyższej półki, przeznaczone stricte pod podkręcanie, wybór których jednak przy tym rodzaju obudów i płyt głównych pozbawiony jest raczej sensu, stąd nie traktuję tego jako minus. Platforma testowa, jaka została użyta do testów, to Asus ROG STRIX B550-I GAMING, do którego podpiąłem procesor AMD Ryzen 5 5600X, razem z RTX 3060Ti oraz 16GB RAM. Jakie wyniki udało się osiągnąć? Procesor w trakcie obciążenia oscylował w widełkach 62-66 stopni Celsjusza. Przyznam, że wynik mnie zaskoczył, oczekiwałem trochę wyższych temperatur po takim kompakcie.
Co do GPU tu było jednak trochę cieplej, ale wciąż, zaznaczam, w granicach normy. Po godzinie rozgrywki w AC: Valhalla (full detale) temperatury maksymalnie podchodziły do 79 stopni (100% obciążenia GPU). Z jednej strony to blisko „legendarnej” wartości 85 stopni, po której rzekomo karta Zielonych ma automatycznie zwalniać. Do 90 stopni, które częściej przywoływane są jako przykład temperatury niebezpiecznej jeszcze trochę brakuje, ale należy brać pod uwagę, że to mini-ITX, który z racji rozmiarów i tak podbije temperatury. Koniec końców nie jest źle jak na ten rodzaj obudowy.
Kończąc ten paragraf, wspomnę jeszcze o kulturze pracy urządzenia. Nie będzie tajemnicą, że największy hałas w samej obudowie generował tu wiatrak na chłodnicy. Choć sam hałas nie był zauważalny – utrzymywał wartość na poziomie około 40-41 decybeli. Jak zatem widać, sprzęt radzi sobie bardzo dobrze pod obciążeniem i jest całkiem cichy. Nieźle jak na zestaw mini-ITX, jednostkę, która lubi się gotować, co pociąga za sobą wyższe obroty wentylatorów i wpływa na natężenie hałasu.
Porównanie H1 v2 z H1 v1
Jak wspominałem już wcześniej, niniejsza obudowa jest odświeżoną wersją pierwszej H1, oznaczonej jako v1. Co NZXT poprawiło w stosunku do poprzedniej odsłony? Choć v2 na pierwszy rzut oka może się wydawać niemal taka sama, producent zmienił tu całkiem sporo. Wymieniony został przede wszystkim zasilacz, tym razem na mocniejszy – z 650 na 750 watów. Producent zwiększył też ogólny rozmiar obudowy (jak podaje oficjalna strona o około 5%), co pozwoliło podbić również maksymalne wymiary GPU, jakie może zostać podpięte do H1.
Potrzebne zmiany zaszły także w kwestii przepływu powietrza. Starsza odsłona H1 nie miała wiatraka 92 mm montowanego na tyle. Dodatkowy wiatrak pomaga chłodzić GPU i zauważalnie wpływa na temperatury panujące wewnątrz urządzenia. Na przednim panelu I/O dorzucono dodatkowy port USB oraz dodano adapter PCIe (riser) do w standardzie 4.0.
Sprawdź też: NZXT Kraken Z63 RGB White – recenzja. Skuteczność, elegancja i … gify!
Druga wersja obudowy H1 to zatem zmiany na lepsze. Nie mamy tu do czynienia z samymi poprawkami kosmetycznymi – mają one istotny wpływ na funkcjonowanie modelu. Mocniejsze PSU, wydajniejszy standard risera, dodatkowy wiatrak i port USB – mile jest powitać taki upgrade.
NZXT H1 v2 podsumowanie – fantastyczna obudowa pod mini-ITX
W tytule paragrafu użyłem słowa „obudowa”, choć uważam, że to krzywdzące określenie dla tego modelu. To bardziej zestaw pod platformę komputerową. Mamy tu do czynienia nie tylko z samym case’em, NZXT zamontował także wydajny zasilacz oraz świetne chłodzenie procesora. I to wszystko opakowane w niezwykle opłacalnej kwocie tysiąca złotych. Czy tkwi tu jakiś haczyk?
Zastanawiam się i trudno mi go wskazać. To świetna platforma pod płyty mini-ITX, choć szkoda, że tylko na nie… Nie zrozumcie mnie źle, uważam jednak, że gaming na tak małym mobo nie jest przesadnie popularny – większość graczy maksymalnie schodzi do microATX i ucieszyłbym się bardzo, gdyby producent stworzył taką samą platformę pod ten standard.
Jeżeli jednak tworzysz nowy komputer pod mini-ITX, obudowa NZXT H1 w wersji v2 będzie pewnym wyborem. Otrzymujesz tu model, do którego podpiąć musisz tylko mobo, RAM, dysk i GPU – reszta została już za Ciebie wykonana, łącznie z odpowiednim rozplanowaniem kabli. Minusy tej obudowy są tak drobne, że można je przeoczyć – palce mniejsze (i zręczniejsze) od moich mogą lepiej poradzić sobie z podpinaniem kabli pod PSU, a ciemna szyba niekoniecznie musi być czymś złym dla każdego.
Pomijając te drobne potknięcia, uważam, że ten model jest wart swojej ceny. Zastosowano tu świetne komponenty, których jakość jest wyraźnie zauważalna. Za około tysiąc złotych dostajemy cieszącą oczy obudowę z wysokiej jakości materiałów, chłodzenie AiO i wydajny zasilacz. Świetny deal dla każdego, kto tworzy platformę gamingową z małym mobo, która osiąga wydajność na poziomie standardowego ATX-a.
Dziękuję za recenzję. Niestety nic nie jest napisane o samym zasilaczu. Mam na myśli jego wentylator który podobno lubi pracować bez obciążenia a tym samym pohałasować. Druga istotna sprawa to chłodzenie AIO. Wentylator można sobie wymienić na coś lepszego, ponieważ te od NZXT niestety nie są najlepszej jakości w każdym aspekcie. Pompka lubi przenosić swoje wibracje na obudowę co jest denerwujące późnym wieczorem/ w nocy. Zmniejszenie obrotów pompki pomaga lecz nie eliminuje całkowicie tego negatywnego efektu. Dziękuję za reckę i starania. Pozdrawiam ekipę Morele.