Tekken 8 w końcu wkroczył na arenę. Na polu walki czekali na niego już Mortal Kombat 1 i Street Fighter 6. Obydwie przyjęły się świetnie. Czy nowy Król Żelaznej Pięści ma z nimi jakieś szanse? Odpowiedź na to pytanie nie jest taka prosta.
W ramach wstępu chciałbym zaznaczyć, że moja przygoda z bijatykami zaczęła się właśnie od tej serii. Konkretnie od kultowej, trzeciej odsłony. Tekken 3 zachwycił mnie pod wieloma względami – nie tylko samą rozgrywką i rewelacyjną na tamte czasy grafiką. Bardzo podobała mi się estetyka tego tytułu, jej design oraz po prostu klimat.
Od tamtej pory zawsze z wielką wyczekiwałem kolejnych odsłon, aż do momentu ukazania się siódemki. Tekken 7 okazał się dla mnie sporym rozczarowaniem i moja każda próba powrotu do niego, kończyła się odpaleniem Injustice 2, Mortala lub innego Guilty Geara.
Niemniej po pierwszym teaserze Tekken 8 serducho znowu zabiło. Wszystkie kolejne materiały reklamowe tylko podbijały mój hype i nie mogłem się doczekać, aż w końcu znowu przyjdzie mi zagrać w ten tytuł. Ten czas nareszcie nadszedł, ale czy dostałem to, czego oczekiwałem? No właśnie nie do końca, ale jedno mogę stwierdzić na pewno – najnowszy Król Żelaznej Pięści to mnóstwo radochy!
Tekken 8, czyli rodzinnych kłótni ciąg dalszy
Pora przestać udawać, że historia w bijatykach nie ma znaczenia – od lat otrzymujemy świetne tryby fabularne w Mortalu, SF6 też pozytywnie zaskoczył pod tym względem. Ba, jeśli miałbym wymienić jakieś moje pozytywnie wspomnienie z Tekken 7, to właśnie to, jak tam cały wątek został poprowadzony.
Czegoś podobnego oczekiwałem po ósmej odsłonie i w pewnym sensie to dostałem. Ogólnie uważam, że seria ta ma naprawdę ciekawe lore i cieszy, że od jakiegoś czasu w końcu dostaje ono nieco więcej miłości. Wszakże niedawno otrzymaliśmy świetne (dla mnie!) Tekken Bloodlines, do którego seansu mocno zachęcam. Niemniej – to jak wypada tryb opowieści w ósemce?
Heihachi w końcu (chyba!) odszedł na dobre, ale czym byłby Tekken, bez toksycznej relacji na polu ojciec-syn, prawda? Tym razem motywem głównym jest walka Jina z Kazuyą. Ten drugi dalej szerzy chaos i goni za władzą i potęgą. Powstrzymać może go tylko jego pierworodny, któremu cały świat magicznie wybaczył to, że jest zbrodniarzem, ale to nieważne. To jedna wielka walka dobra ze złem, wewnętrzne konflikty i paranormalne zjawiska, czyli klasyka.
Za duże tempo i mała zmiana narracji
Kampania podzielona została na 15 widowiskowych rozdziałów, a całość sprawia wrażenie interaktywnego filmu. Ukończenie jej zajęło mi około 1.5h, mniej wprawionym graczom może zejść się dłużej, ale wciąż – nie jest to zbyt długa przygoda. Szkoda, bo kilka wątków dało się pociągnąć dalej, niektóre relacje bardziej rozwinąć, a tak miałem poczucie, że wszystko to gnało na złamanie karku (prawie że dosłownie!).
Niestety, historia jako całokształt też nieco mi zgrzyta. Dlaczego? Bowiem miałem wrażenie, jakbym oglądał niezbyt wciągającego shonena. Moc przyjaźni, spektakularne demoniczne walki, magia itp. Owszem – paranormalne zjawiska były w Tekkenie prawie od zawsze. Tylko w ogólnym rozrachunku stanowiły one raczej tło i górował ten bardziej przyziemny klimat. Monstra w postaci Ogra czy demonicznego JInpachiego zostawiano na koniec. W tym przypadku otrzymaliśmy totalną jazdę bez trzymanki – owszem, wygląda to dobrze, ale nieco mi zgrzyta.
Sprawdź też: Tekken 8 – data premiery, wymagania, najważniejsze informacje
Bardzo mi się podobało za to, jak pociągnięto relacje między bohaterami. Zawsze mi tego brakowało i wszystkiego było trzeba się doczytywać w dodatkowych materiałach, czy niekanonicznych mangach. Tekken 8 w końcu pokazał mi np. braterskość Larsa i Lee, uroczy duet Lili i Asuki, nie pominięto też chwili dla Jina i Xiayou. Kazma zresztą otrzymał solidny redemption arc, wyeksponowano mocno jego wewnętrzny konflikt oraz prawdziwe intencje. Szkoda tylko, że wszystko to po prostu tak gnało, bo nim się obejrzałem, oglądałem już napisy końcowe.
Arcade Quest i inne tryby
Fabuła skończona. Multi odpuszczasz, bo boisz się łomotu. Co dalej? Niestety – nie ma tego zbyt wiele. Do wyboru masz znane z poprzedniej odsłony tzw. epizody postaci. Tam każdym z 32 dostępnych bohaterów możesz stoczyć po 5 walk i obejrzeć przygotowane dla niego zakończenie. Trochę, jak kiedyś tryb arcade, który dalej jest tu obecny, ale na dobrą sprawę nie wiem, jaką teraz pełni funkcję.
Po fabule najlepiej przejść do „Wyprawy po salonach gier”, która tak jakby opowiada kolejną historię. W trybie tym tworzymy własnego avatara, który przemierza różnorodne areny gier, wyzywając na pojedynki innych uczestników. Dzięki temu awansujemy w wirtualnej hierarchii, mając na celu pokonanie konkretnego przeciwnika, aspirującego do tytułu Króla Żelaznej Pięści. Nie będę udawał, że historia mnie wciągnęła na całego i dostarczyła nie wiadomo jakich wrażeń.
Warto jednak się nim zainteresować, szczególnie jeśli mowa o początkujących “zawodnikach”. Dlaczego? Po pierwsze – oferuje on bogaty wybór elementów dekoracyjnych, takich jak ramki czy awatary do profilu, oraz walutę do wykorzystania w sklepie. NIemniej jego główną zaletą jest funkcja edukacyjna dla nowych graczy. Przemierzając areny, uczymy się kluczowych aspektów gry w Tekkena, od nowego systemu Heat, przez podstawowe techniki jak juggle, po bardziej skomplikowane strategie.
Gdzie się podziały, tamte tryby walki?
Po ukończeniu wątku z salonem dalej możesz w nim dalej zwiększać swoją rangę, poprzez walkę z duchami – tych do wyboru jest…jakieś 50, czyli nie za dużo. Tyle dobrze, że po rozpoczęciu jednej, można wybierać spośród trzech następnych, ale to marne pocieszenie. Poza tym powraca jeszcze znany z trzeciej odsłony “Tekken Ball”…no i to by było na tyle. Jeśli nie przepadasz za rozgrywką multiplayer — nie za bardzo masz czego tu szukać.
Sprawdź też: Historia serii gier Tekken – najważniejsze informacje o kultowej bijatyce
Pamiętasz klasyczne walki z duchami, które pojawiły się w piątej odsłonie? W siódemce natomiast przybrał postać “treasure battles” – jednego i drugiego tu zabrakło. Nie uświadczysz też trybu Survival, Time Attack czy Team Battle. Nie ma niczego, co by tak naprawdę przyciągnęło wielbicieli rozgrywki solo na dłużej.
Niestety, to dość poważny problem, w momencie kiedy konkurencja nie śpi i od lat udowadnia, że tryby dla pojedynczego gracza też mogą być ciekawe! Injustice 2 świetnie rozegrało to wydarzeniami multiwersum, Mortal Kombat 1 ma super tryb inwazji, a wątek w Street Fighter 6 to zabawa na kilkadziesiąt godzin. W każdej z nich naprawdę jest co robić i po co do nich wracać, a do Tekken 8? Cóż, nie bardzo.
Walka w Tekken 8 uzależnia
NIemniej – pora skupić się na tym, co w Tekken 8 najlepsze, czyli WALCE. Każda rozgrywka dostarcza potężnej dawki emocji i spektakularnych starć, niezależnie od wybranego bohatera i przeciwnika. Szczególnie przemawia do mnie dynamika tych pojedynków — są one zarówno szybkie, jak i intensywne, a przede wszystkim — angażujące. Nie pozostawiają miejsca na niedosyt. Grając, szybko też dostrzeżecie, że twórcy postawili na nowoczesną spektakularność i destrukcyjność napędzaną agresją, co oznacza odejście od tradycyjnych sztuk walki na rzecz efektownych eksplozji i wizualnych popisów. Czy to dobrze? Moim zdaniem – jak najbardziej.
Nowością w Tekken 8 jest tzw. System Heat, czyli nowy pasek energii umieszczony pod zdrowiem. W innych grach walki podobny mechanizm pełni rolę specjalnego ataku, który „uruchamia” postać. W odróżnieniu od Rage Arts (które też powraca w tej odsłonie), można go aktywować już na początku pojedynku i nie regeneruje się on do końca pojedynku. Oznacza to, że można go wykorzystać tylko raz na rundę.
Co konkretnie zyskujemy dzięki Systemowi Heat? Postać nie tylko zadaje mocniejsze uderzenia, ale również zyskuje dostęp do całkowicie nowego zestawu ruchów. Mimo że mechanika ta wydaje się prosta, jej strategiczne wykorzystanie może znacząco wpłynąć na przebieg walki. Szczególnie istotne jest to, że umożliwia on przełamanie obrony przeciwnika – zarówno poprzez całkowite zniszczenie bloku, jak i zadawanie obrażeń mimo defensywnej postawy. To kluczowy element, który zachęca do agresywnej gry i atakowania, zamiast ciągłego ukrywania się za “tarczą”, co jest ogromną zmianą względem Tekken 7. Dodatkowo System Heat oferuje możliwość wyjścia z juggle, czyli serii nieprzerwanych ataków.
Tryb ułatwionego sterowania
W Tekken 8 powraca asysta combosów! Świetny dodatek dla niedzielnych graczy, albo tych, którzy jako nowicjusze, po prostu chcą mieć jakieś szanse z tymi bardziej doświadczonymi. Zaimplementowanie takiego systemu mocno obniża próg wejścia, także jeśli martwiło Cię to, czy w bijatykach sobie poradzisz, to zawsze możesz odpalić tryb ułatwionego sterowania. Da się je aktywować w dowolnej chwili, za pomocą pojedynczego przycisku. Nawet w rozgrywce online!
To jednak może być problematyczne dla tych osób, które już coś tam potrafią, ale też nie za wiele. Dzięki takiej asyście totalne nooby są w stanie skopać im tyłek. Z drugiej strony może to być motywacja, aby jeszcze bardziej podrasować swoje umiejętności. Osobiście cieszy mnie, że seria, którą tak sobie cenię, jest teraz dostępna dla o wiele szerszego grona odbiorców.
Technicznie bez zarzutu – gra wygląda i brzmi dobrze
Najnowsza odsłona Króla Żelaznej Pięści robi też naprawdę dobre wrażenie pod względem wizualnym.Walki prezentują się niezwykle widowiskowo, postaci poruszają się niezwykle energicznie, a grafika najzwyczajniej cieszy oko. To miła odmiana po siódmej odsłonie, która wydawała mi się mocno…ślamazarna? Obciążała?
W Tekken 8 wykorzystano silnik Unreal Engine 5 i widać to gołym okiem. Jest zjawiskowo, a Bandai Namco widać mocno chciało to podkreślić, wybierając na wstęp epicki pojedynek Jina z Kazuyą. Prezentacja demonicznych mocy, ewolucja bohaterów oraz zróżnicowane i imponujące areny walki sprawiają, że ósemka stoi na bardzo wysokim poziomie.
Jeśli miałbym wskazać jakiś element, który nigdy mnie w serii nie zawiódł, to ścieżka dźwiękowa. Tak samo jest w tym przypadku — przygrywające w tle utwory jeszcze bardziej podbijają dynamikę starć. Tutaj przede wszystkim zachwyceni będą fani elektroniki — przemiał gatunkowy jest ogromny. Od Drum n’ Bassów (“My Last Stand” to sztos!), przez Psytrance (“Volcanic Bomb” towarzyszące finałowej planszy) po prostu J-pop. Zdecydowanie nie mam do czego się przyczepić. Jak już jestem przy audio, to dodam tylko, że niesamowicie mnie bawi, iż wszyscy wojownicy rozmawiają w swoim języku i każdy doskonale się rozumie. Cudownie absurdalne!
Poza tym rozgrywka sama w sobie jest płynna i nie uświadczyłem spadków FPS, co w przypadku bijatyk jest niezwykle istotne. Na netcode w trybie online też nie mogę narzekać — do tej pory wszystko śmiga jak należy.
Podsumowanie – czy warto zagrać w Tekken 8?
Jedno jest pewne — Tekken 8 to tytuł, w który jak najbardziej warto zagrać. To dalej bardzo wciągająca produkcja, która pewnie jak zawsze będzie świetnie sprawdzać się na posiadówkach ze znajomymi. Największym zapaleńcom serii nie mam co jej polecać — oni pewnie tę grę mają już na dysku lub na płycie. Co z całą resztą, albo tymi, którym siódemka nie podeszła?
Najnowsza odsłona Króla Żelaznej Pięści naprawia wiele błędów poprzedniczki, a sporo „samouczków” i tryb wspomaganego sterowania czynią ten tytuł niezwykle przyjazny dla niedoświadczonych graczy.
Osobiście boli mnie fakt, że ósemka jest nieco wybrakowana względem poprzedniczek. Poza tym tryb fabularny jest nie dość, że krótki, to jego absurdalność wywaliła ponad skalę, a poprzeczka w tej serii i tak już stała wysoko. Ostatecznie najnowszy Tekken podszedł mi najmniej z „wielkiej trójcy” — pozostałe dwie serie cały czas ewoluują i potrafią zaskoczyć. Tylko to nie zmienia faktu, że jak sięgniesz po najnowszą produkcję od Namco Bandai, to się nie zawiedziesz.
Podsumowanie:
Tekken 8 to świetny powrót kultowej już bijatyki. Pod względem samej walki i strefy wizualnej tytuł błyszczy, ale niestety jest wybrakowany w tryby offline, a fabuła jest jeszcze bardziej absurdalna, niż dotychczas. Niemniej – skłamałbym twierdząc, że przy najnowszej odsłonie Króla Żelaznej Pięści bawilibyście się źle. To dalej kawał niezwykle wciągającej produkcji.
Za kod do gry na PS5 dziękujemy firmie CENEGA