Premiera PlayStation 5 miała miejsce już pół roku temu, ale niewiele się od tego czasu zmieniło w kwestii dostępności konsoli. PS5 nadal jest bardzo trudne do znalezienia. Rodzi się zatem pytanie – warto było kupować, a może lepiej czekać? Sprawdź recenzję!
Jeśli posiadasz PlayStation 5 od dnia premiery, bardzo możliwe, że podobnie jak ja, już na samym początku zachwyciły Cię możliwości, jakie daje najnowsza maszynka Sony. Plan japończyków był w sumie prosty – większość szczęśliwych nabywców PS5 swoją przygodę z konsolą zaczynała od Astro’s Playroom albo kolejną odsłoną przygód Spider-Mana. Najwięksi “hardkorowcy” dostali jeszcze do dyspozycji remake Demon’s Souls (aczkolwiek ze względu na bardzo wysoki poziom trudności jest to produkcja dla specyficznego odbiorcy). Co mogło pójść nie tak?
Recenzja PlayStation 5 – piękne złego początki? Zacznijmy od gier
Pierwszy ze wspomnianych przeze mnie tytułów jest dodawany jako swoisty gratis do każdego PS5. Ma stanowić swego rodzaju samouczek nowego pada DualSense, ale ostatecznie należy traktować go jako pełnoprawną produkcję dla całej rodziny. Prawdopodobnie trzeba być nomen omen maszyną bez serca, aby nie zakochać się w małym robociku, który stał się maskotką PlayStation (w końcu ktoś godny zajął miejsce puste od czasów PSXa i Crasha Bandicoota oraz Spyro). Nawet jeśli znasz Astrobota jeszcze z PSVR, naprawdę ciężko przejść koło jego przygód obojętnie.
Nie inaczej jest ze Spider-Man: Miles Morales, który stanowi kontynuację głośnego hitu z PS4. Poprzednia część nie jest specjalnie starą grą, więc sporo osób mogło mieć okazję zagrać na nowej konsoli niedługo po jej zaliczeniu. Ci najbardziej docenią genialną i superpłynną oprawę graficzną, urozmaicenia w rozgrywce oraz oczywiście błyskawiczne (żeby nie powiedzieć natychmiastowe) czasy wczytywania danych.
W co grać na PS5?
Drogi czytelniku, jeśli doszedłeś do tego momentu (dzięki!), należy Ci się słowo wyjaśnienia. Czemu w recenzji sprzętu poświęciłem cały przydługi wstęp na gry? Dlaczego, zamiast pisać o wyglądzie, możliwościach technicznych czy nowym kontrolerze, skupiłem się na dwóch produkcjach, które w założeniach nie są nawet pełnoprawnymi i samodzielnymi tytułami (Astro’s Playroom to w zasadzie samouczek, zaś Miles Morales to jedynie samodzielny dodatek do Spider-Mana)? Odpowiedź na te pytania jest bajecznie prosta: jeśli kupiłeś PS5, zrobiłeś to prawdopodobnie po to, aby… grać. I tutaj sens zakupu nowego PlayStation mocno się komplikuje.
Niezależnie od tego, czy konsola jest cudem techniki, czy też zwykłym złomem (o tym będę pisał za chwilę), o sensowności zakupu decydować będą moim zdaniem gry, a nie kultura pracy czy liczony w ułamkach sekund czas ładowania mapy. I tutaj niestety Sony ma pewien problem. Jedynym prawdziwie next-genowym tytułem ekskluzywnym na PS5 jest wspomniany wcześniej Spider-Man: Miles Morales, do którego dołącza właśnie Returnal. System sellerami nowego sprzętu stają się zatem de facto produkcje z poprzedniej generacji – chociażby całkiem świeże Ghost of Tsushima czy The Last of Us Part II. Jeśli masz je już za sobą, to może się okazać, że na PS5 po prostu… nie będzie w co grać.
Nie jest to oczywiście w całości wina Sony. Mniej więcej wraz z nowymi konsolami miał zadebiutować długo wyczekiwany Cyberpunk 2077, co część deweloperów skłoniło do przesunięcia premier swoich tytułów. Produkcja CD Projekt RED nie dość, że sama zaliczyła poślizg, to ukazała się w bardzo kiepskim stanie technicznym – wersja na PS5 i Xbox Series nie ujrzała jeszcze światła dziennego, a ta na PS4 była tak zabugowana, że została… wycofana ze sklepu PS Store. Pandemia koronawirusa nie ułatwia pracy twórcom, przez co 2021 szykuje się raczej jako dość biedny rok jeśli chodzi o premiery dużych tytułów. Dlatego przypominam – niezależnie od tego, czy PS5 jest dobrą czy złą konsolą, decydując się na jej zakup warto mieć świadomość raczej skromnej biblioteki nowych gierek.
PlayStation 5 Black Edition – ciągle czekamy
No dobrze, ponarzekałem już, że osoby nie mające życia towarzyskiego (czyli w zasadzie wszyscy ludzie przez ostatni rok) niespecjalnie na konsoli Sony będą miały w co grać. Ale jak sprawdza się PS5 jako sprzęt? Zacznę oczywiście od wyglądu – w sieci można znaleźć głosy, że nowe PlayStation jest bardzo ładne, ciekawe i odważne stylistycznie. Częściowo jest to prawda, ale w praktyce przez te pół roku nie spotkałem jeszcze osoby, która by na widok konsoli nie zareagowała skrzywionym grymasem i komentarzem nawiązującym do opasłego, brzydkiego kloca…
PS5 jest po prostu wielkie, przez co nawet mimo możliwości ustawienia sprzętu w pionie lub poziomie, bardzo ciężko znaleźć dla konsoli odpowiednie miejsce w salonie. W dodatku biało-czarna obudowa z falowanymi ściankami powoduje, że ciężko mi wyobrazić sobie salon, do którego taka “dekoracja” mogłaby pasować. Jeśli jesteście fanami skandynawskiego minimalizmu, design PlayStation 5 będzie spełnieniem Waszych najgorszych koszmarów. Gdyby obudowa była chociaż cała czarna, może dałoby się ją ukryć w jakimś ciemnym kącie.
Mimo iż konsola zwyczajnie mi się nie podoba, to szanuję Sony za taki a nie inny wybór projektu. Nawet najlepiej ukryty i obstawiony kwiatkami egzemplarz PS5 po prostu rzuca się w oczy i nie ma szansy, aby został przegapiony przez osoby wchodzące do Waszego salonu. Bardzo śmiały pomysł w wykonaniu japończyków, szczególnie porównując z konkurencją – Xbox Series X wygląda trochę jak odświeżacz powietrza i jest niemalże niewidoczny nawet kiedy stoi na środku pokoju.
Po pół roku, PlayStation 5 trochę już mi się opatrzyło, więc nie zgrzytam zębami za każdym razem, kiedy spoglądam na półkę pod telewizorem. Niestety białe elementy obudowy zdają się miejscami lekko odbarwiać i obawiam się, że po kilku latach konsola będzie raczej żółto-szara. Błyszcząco-czarny fragment PS5 uwielbia zbierać kurz i pewnie nie byłoby w tym nic strasznego gdyby nie fakt, że próby jego pozbycia się czasem zostawiają po sobie rysy. Jeśli Sony zdecyduje się w końcu na wypuszczenie nowego PlayStation w kolorze czarnym, pierwszy ustawie się w kolejce.
Specyfikacja PlayStation 5 – 4K i 60 FPS zawsze i wszędzie?
O mocy najnowszej konsoli Sony powiedziano już w zasadzie wszystko – i to jeszcze sporo przed premierą. Oczywiście wszyscy zapamiętali legendarną już prezentację, podczas której Mark Cerny (jeden z twórców i “twarz” PlayStation) przez bodaj godzinę nawijał o tym, jak wspaniały będzie dysk SSD. Jak to wszystko sprawdza się w praktyce?
Choć gracze pecetowi znają dyski SSD bardzo dobrze już od lat, to PS5 faktycznie robi z nich świetny użytek. W Spider-Man: Miles Morales z menu głównego do właściwego gameplayu konsola przenosi nas w… 2 sekundy. Jeszcze szybsze są czasy ładowania podczas szybkiej podróży – dzięki nowemu SSD z jednego punktu miasta do drugiego jesteśmy zabierani w zasadzie w locie, nie było sensu włączać nawet stopera. To robi wrażenie, bo nawet gierki na najmocniejszych pecetach nie wczytują danych tak szybko. Jeśli chodzi o tytuły z PS4, nie jest już aż tak kolorowo, ale większość z nich ładuje się od 30 do 50% szybciej – to gigantyczna poprawa.
Wyposażona w 8-rdzeniowy procesor AMD Zen 2, 16 GB pamięci DDR6 i układ graficzny RDNA 2 o teoretycznej mocy 10,3 teraflopa maszynka sprawdza się wyśmienicie jeśli chodzi o tytuły z poprzedniej generacji. Gry, które wyciskały ostatnie poty z PS4, ledwo działające w 30 FPS (a często sporo mniej – patrzę na ciebie Control), nie powodują u PlayStation 5 nawet zadyszki. Powiem szczerze, że taki Days Gone to dla mnie w 60 klatkach na sekundę niemalże inna gra – nie muszę chyba mówić, że dużo, dużo lepsza.
Nieco gorzej sprawa wygląda z “next genami”, bo jeśli gra daje mi wybór: max detale i ray tracing, ale w 30 FPS, albo gorsza grafika w 60 klatkach – zawsze wybiorę większą płynność. Problem w tym, że sprzęt reklamowany hasłami 8K i 120 FPS nie dowozi w nowych grach zawsze i wszędzie 60 klatek na sekundę – może się mylę, ale coś mi się nie wydaje, że to się zmieni, bo nagle deweloperzy nauczą się lepiej wykorzystywać moc PS5.
Nie zmienia to jednak faktu, że patrząc na “surową” moc i same podzespoły, PlayStation 5 to w tej cenie naprawdę mocarny sprzęt. Absolutnie nie ma najmniejszych szans, aby w cenie ok. 2300 zł zmontować komputer z 8-rdzeniowym prockiem, zdolny odpalać nowe gry w 60 FPS. Ba, na dzień dzisiejszy najtańsza karta graficzna zdolna obsłużyć efekty śledzenia promieni (ray tracingu) kosztuje tyle co cała konsola nowej generacji…
Pady do PS – DualSense kontra DualShock 4
Na pierwszy rzut oka różnice między DualSense a DualShock 4 wydają się kosmetyczne, ale tak naprawdę jest ich dość sporo. Podczas codziennego użytkowania czuć wyraźnie przeskok między kontrolerami. Sam pad stał się bardziej pękaty, a jego kształt przypomina teraz ten znany z kontrolera od Xboxów. Najlepiej pokazują to pierwsze minuty z Astro’s Playroom – nie bez powodu nazwałem tą gierkę samouczkiem do DualSense, bowiem pokazuje nam ona wszystkie funkcje kontrolera PS5.
Sam układ przycisków oraz analogów się nie zmienił. Znowu mamy do dyspozycji touchpad oraz głośniczek, a wewnątrz kontrolera ukryto czujniki ruchu. Nowością jest wbudowany mikrofon – teoretycznie do rozmów ze znajomymi nie potrzebujemy już headsetu. Z mikrofonu czasem robi użytek także Astro’s Playroom, ale nie wydaje mi się, że często będziemy trafiać na produkcje zmuszające nas do gadania czy dmuchania na pada.
Cieszy też obecność bardziej nowoczesnego portu USB-C oraz o połowę większej baterii. Wytrzymuje ona o wiele dłużej niż ta w DualShocku 4 i nawet przy graniu w bardzo “intensywne” produkcje spokojnie wystarcza na 8-10 godzin. Zakup drugiego kontrolera będzie zatem konieczny tylko jeśli zamierzamy grać z przyjaciółmi, a nie (tak jak było do tej pory), aby móc zmieniać pada na tego świeżo naładowanego podczas dłuższych posiedzeń.
Zastosowane w DualSense spusty, czyli przyciski R2 i L2, potrafią teraz stawiać aktywny opór podczas wciskania. W praktyce przypomina to Force Feedback znany z lepszych kierownic. Taka informacja zwrotna to faktycznie dość ciekawe doświadczenie – szczególnie nieźle wypada to w strzelankach typu Call of Duty: Black Ops – Cold War, gdzie spust “zachowuje” się inaczej w zależności od używanej przez gracza broni.
Niby wszystko ładnie pięknie, ale te całe adaptacyjne triggery np. w Spider-Man: Miles Morales zwyczajnie mi przeszkadzały. Aby bujać się na pajęczej sieci, należy wciskać co jakiś czas przycisk R2, odpowiedzialny za wystrzelenie kolejnej nici. Niestety ktoś najwyraźniej wpadł na pomysł, aby właśnie przy tym elemencie zastosować aktywny opór. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy Miles Morales spadł na ziemię przez to, że nie docisnąłem tego cholernego spustu, zapomniawszy o konieczności pokonania nowej sztuczki ufundowanej przez Sony. Nie każdemu więc te wszystkie szmery-bajery przypadną do gustu. Na szczęście można je wyłączyć, poza tym produkcje z poprzedniej generacji z nich nie korzystają.
Z nowości w moim odczuciu znacznie lepiej wypada tzw. haptyczne sprzężenie zwrotne. Pod tą fikuśną nazwą kryją się zwyczajnie usprawnione wibracje. Opisanie ich efektów jest dość trudnym zadaniem – gdyby porównać je do “wstrząsów” oferowanych przez DualShocka to użyłbym określeń takich jak “więcej” i “subtelniej”. Kontroler z poprzedniej generacji wibrował tylko w wybranych momentach, kiedy coś np. wybuchało. DualSense delikatnie trzęsie się niemalże cały czas i efekty tego odczuwalne są nawet podczas chodzenia po różnych rodzajach nawierzchni. Nie do końca wiem, jak to jest zrobione, ale haptyczne sprzężenie zwrotne dostarcza graczowi autentycznych informacji o otaczającym postać środowisku. Super sprawa! Ogółem nie tęsknie za DualShockiem 4 w ogóle – DualSense jest pod każdym względem lepszy.
Kultura pracy PS5 – spełnione nadzieje?
Lata z PS4 Pro wielu użytkowników wspomina jako okres, w którym mieszkali z odrzutowcem – system odprowadzania ciepła poprzedniej konsoli Sony nie należał (delikatnie mówiąc) do cichych i kulturalnych. Tym razem nikt najwyraźniej nie próbował oszukać praw fizyki – znaczną część “zawartości” PS5 stanowią wszelkiej maści radiatory, wentylatory i inne ciekłe metale. Mają one za zadanie cicho i skutecznie “chłodzić” podzespoły, które wylewają z siebie ostatnie poty, abyśmy mogli zobaczyć na ekranie ray tracingi i inne 4K 60FPS.
Po pół roku PlayStation 5 mogę ocenić w tej kategorii wyłącznie pozytywnie, ale do ideału troszeczkę brakuje. Reddit nie jest wprawdzie zalany doniesieniami o martwych czy wyjących egzemplarzach konsoli, ale słychać głosy, że nie w każdym PS5 zastosowano identyczne wentylatory – część bywa nieco głośniejsza, zdarzają się też problemy z odrywającą się naklejką, lubiącą wpaść do wiatraczka i straszyć posiadaczy konsoli upiornymi dźwiękami. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują jednak, że tego typu sytuacje stanowią margines, a sam sprzęt jest pod względem kultury pracy bardzo udany.
Największym mankamentem, przypominającym od razu “demony PS4”, jest napęd konsoli. Po wrzuceniu doń płytki z grą czy filmem zostajemy uraczeni odgłosami włączonego odkurzacza czy innego miksera. Sony nie pozostaje jednak bierne i próbuje zaradzić niektórym problemom software’owo. Najnowsza łatka systemowa podobno naprawia wyjący odtwarzacz płyt – najwyraźniej jednak nie u każdego, gdyż nie odnotowałem żadnych zmian w tym względzie.
Czy warto kupić PlayStation 5? Podsumowanie
Czas odpowiedzieć sobie na to nurtujące wielu ludzi pytanie. Czy (mając oczywiście taką możliwość) warto kupić PlayStation 5? Myślę, że decyzję powinien ułatwić nieco fakt, że nie jest to jeszcze prawdziwie “nowa generacja”, przynajmniej dopóki nie ma na nią jeszcze zbyt wielu ekskluzywnych gier. Przesiadka z PS4 Pro na PS5 stanowiła dla mnie odpowiednik upgrade’u komputera – dorzucamy trochę RAM, nową kartę graficzną lub procesor i nagle wszystko ładuje się szybciej i/lub śmiga w 60 FPS.
Gdybym nadal bawił się tylko i wyłącznie na poprzedniej generacji, pewnie nie przeszkadzałby mi aż tak zamulający Days Gone czy Control. Ale jak już przejdziemy tę granicę, powrót jest bardzo trudny. Dlatego tak – PS5 warto kupić, jednak wstrzymanie się parę miesięcy, aż konsola będzie powszechnie dostępna w sklepach, również będzie dobrym pomysłem. Wysyp nowych gierek już w tym roku nam nie grozi, a pojedyncze hiciory typu Far Cry 6 pewnie będzie można od biedy jeszcze zaliczyć na PS4.
Kiedy poprawi się na rynku sytuacja z dostępnością ps5?