20 czerwca bieżącego roku miała miejsce jedna z ważniejszych dla mnie premier, której byłem ewidentnym targetem – Drug Dealer Simulator 2. Kiedyś zrecenzowałem pierwszą część, teraz zrecenzuję i sequel. Czy warto zagrać w DDS2? Bez obaw, odpowiem.
I będzie to brutalnie szczera odpowiedź, ale może nie tak brutalna recenzja. A przynajmniej ja jej tak nie odbieram, ponieważ, jak wspomniałem, jestem tym graczem, którego Byterunners z wydawcą Movie Games S.A. poszukują. Format gry, jej niebagatelnie prosta i ujmująca mechanika oraz pętla są dla mnie zastrzykiem dopaminy. A co innego da jej tyle, jeśli nie gra traktująca o handlu narkotykami, ich produkcji i przemycie? No właśnie. Tylko wybrane symulatory jak ten. Na co dowodem jest wiadomość, że koszty produkcji gry Drug Dealer Simulator 2 zwróciły się po 3 godzinach od premiery. Nawiasem dodając, poprzedniczka zrobiła to w mniej niż godzinę.
Zapraszam do czytanki.
Nie bój się zmiany na lepsze
Mimo że w Drug Dealer Simulator 2 umieszczono w tytule dwójkę, to jest to jednak inna gra od pierwszej odsłony, co, oczywiście, spotkało się z mieszanymi opiniami wśród fanów już serii. Zasadniczą różnicą jest sam setting – w DDS2 przenosimy się z szarych blokowisk na tropikalne wyspy Isla Sombra, gdzie nawiązujemy pierwsze kontakty z tzw. influencerami i próbujemy przejąć wpływy.
W samym zamyśle spodobało mi się, że Drug Dealer Simulator 2 otwiera drogę do prowadzenia swojego imperium narkotykowego znacznie sprawniej. To znaczy prędko zautomatyzowałem proces handlu narkotykami i przestałem biegać z towarem. Uważam, że robi to też lepiej. A ucieczka w egzotyczne klimaty tylko potęguje wrażenie, że otrzymujemy szansę na zostanie kolejnym, choć trochę przeżutym medialnie, Pablo Escobarem.
Względem gry nie miałem wysokich oczekiwań. Może nawet żadnych. Nie zmienia to faktu, że DDS2 miejscami jest krokiem wstecz, gdzie indziej podejmował dobre decyzje, a ostatecznie, jak i protoplasta, ma w sobie tyle niewykorzystanego potencjału, że można by się nad nim rozwodzić godzinami. A sam w Drug Dealer Simulator 2 spędziłem dobre kilkadziesiąt niedługo po premierze – w ostatnim czasie rzadko kiedy jestem w stanie czemuś tak się poświęcić.
Przestępcze myśli
Rozgrywkę rozpoczynamy na wysepce, na której naszą pierwszą kryjówką jest schron. Dużo czasu tam nie spędzimy. Jest to swego rodzaju tutorial, wstęp do przestępczej działalności. Uczymy się też wykonywać operacje za pomocą urządzenia mobilnego z antenką. Głównie rozchodzi się o przyjmowanie zamówień od klientów i umawianie się na spotkania z nimi o wyznaczonej godzinie. To zmiana niezwykle pożądana, bo w poprzedniej grze byliśmy zmuszeni wracać do laptopa w kryjówce.
Zanim jednak wyruszymy do klienta, pozostaje nam spakować towar na handel. Podczas tego procesu poruszamy się po jednym oknie menu na pełnym ekranie. W nim wpisujemy wartości i wybieramy opcję pakowania. Już nie najeżdżamy na pojemniki z narkotykami i nie zmieniamy np. etykiet. To w tle jest cała logika – rozmiar magazynu (rozszerzamy go fizycznymi obiektami), narkotyki w pomieszczeniu i inne zasoby, m.in. nasiona czy woreczki. Takie akcesoria, jak woreczki właśnie lub taśma klejąca, zakupimy w lokalnym sklepie. A im częściej decydujemy się w tym samym miejscu na zakupy, tym większy rabat otrzymamy w przyszłości.
Na tym laptopie zrobisz interes
W następnej kolejności udajemy się do klienta i przekazujemy mu towar. W sumie fajrant. Na pierwszej wyspie nic nam nie zagraża. Przyznam, że gra jest zbyt prosta. Nie stawia absolutnie żadnego wyzwania, chociaż trudność można dowolnie zmodyfikować w menu gry. Bardziej kłopotliwi są napotykani gangsterzy z bronią białą, ale może zmieniłbym wydźwięk na ‘uciążliwi’. Lokalna policję czy tam milicję też łatwiej wyminąć i w ogóle nie czułem przy niej strachu. Jednak jednostki wymiaru sprawiedliwości z części pierwszej były bardziej przeze mnie respektowane.
W pogoni za lepszej jakości życiem
Budowa imperium narkotykowego jest o tyle atrakcyjniejsza, że u końca gry dosłownie możemy znaleźć się w willi z basenem z ukrytym pokojem, gdzie przechowujemy swoją fortunę. Zarobione pieniądze na handlu są zwykle przeznaczone na inwestycję, a jeśli nie, to oprócz domów, wydajemy też kasę na samochody i łodzie. I tutaj muszę niestety pokusić się o kolejny zarzut. O ile łodziami możemy sterować i jest to fajne, to niemiłym zaskoczeniem było to, że do samochodu czy na skuter możemy wsiąść tylko po to, żeby odbyć szybką podróż za kliknięciem punktu dostępnego na mapie.
Z kasetki na pieniądze znika nam pewien procent, to znaczy jeszcze zanim gotówka trafia bezpośrednio do nas. Dilerzy mają swój %, podobnie jak odblokowywani po nich nieco później dystrybutorzy. W takim rozdziale rozgrywki NPC przejmują pałeczkę, a nam pozostaje dbać o dostępność towaru na magazynie. I to wszystko. My w tym czasie możemy zająć się albo fabułą, albo czekaniem, aż kolejny dzień przyniesie kolejne zyski.
Zagrożeniem dla płynności tego procesu może być jedynie najazd służb. Ten, podczas mojej rozgrywki, zdarzył mi się dwa razy i, jak rozumiem, był spowodowany tym, że wcześniej trochę nabroiłem. Lekcja na przyszłość – jeżeli bijecie się z gangsterami aż zanadto, to za naszą postacią zostanie wystawiony list gończy. To chyba jedyny powód, dlaczego specjalne jednostki zjadą po linach z helikoptera do kryjówki, konfiskując wszystkie narkotyki umieszczone w magazynie budynku. Co oznacza, że, znowu, łatwo tego uniknąć. Uważam, że nie sposób zawalić interes tak, by rozpoczynać od nowa lub z ochłapami.
Plus i minus
Zagrajmy w ping-ponga. Drug Dealer Simulator 2 wygląda ładniej, ale graficznie bywa mocno nierówny – wina miszmaszu prawdopodobnie zakupionych assetów o wątpliwej jakości slash optymalizacji z tymi własnej roboty. Ma wiele nowych pomysłów, jak przejmowanie wpływów na wyspach, ale stół bossa ogranicza się do śledzenia wzrastającego respektu. Nie prowadzimy żadnych wojen. Dodano zwierzęta, które niby możemy głaskać (bez stosownej animacji) i wyprowadzać na spacer, ale jest to pozbawione sensu. To raptem element kosmetyczny, niczym biurowy mebel. I takich plusów i minusów można odnaleźć w grze mnóstwo.
Niektóre mieszkania nie zostały właściwie ukończone – kilka razy przeniknąłem przez balkon. Gdzie indziej po wczytaniu zapisu gry pojawiłem się w pomieszczeniu, z którego nie było wyjścia – musiałem wymusić błąd, aby móc nie zcegiełkować sobie zapisu i zaczynać od nowa. Było blisko – uśmiechnąłem się. Choć to poważne błędy, to finalnie nie napsuły mi krwi.
Sprawdź też inną moją recenzję: Garden Life: A Cozy Simulator – recenzja gry. Praca w ogrodzie
No takich problemów gra ma nieskończenie wiele i wątpię, aby szybko uporano się z każdym. To już domena gier powstałych z myślą o zysku niskim kosztem – wiemy, jak to wygląda. Symulatory są właśnie po to. Najważniejsze dla nich to mieć pomysł i wciągającą mechanikę (dla mnie to taki Weed Cookie Clicker). Na niewidoczne ściany obiektu, przez prawdopodobnie nieflipnięte normale w programie 3D, jestem w stanie przymknąć oko. Serio. Mimo wszystko.
Czy warto kupić Drug Dealer Simulator 2?
A co jeśli pomimo wymienienia tych wszystkich wad, problemów technicznych, nie wszystkich trafionych zmian, powiem Ci, że tak? Czy będę konsumentem idiotą, który winien zagłosować portfelem? Czy może zwyczajnie należy uznać, że proste gry też mogą bawić? Bo właśnie tak uznaję, mnie Drug Dealer Simulator 2 spodobał się mimo swoich niedoskonałości, których jest ogrom, zdecydowanie więcej niż zalet. Ale bieganie z towarem i obserwowanie licznika hajsu, który jesteśmy w stanie jakoś wydać, to czysty fun.
Co nie zmienia faktu, że inny gracz powie: jaka ta gra jest nudna. Jaka ta gra jest zepsuta. Szkoda czasu. DDS1 lepsze…. I wszyscy będą mieć rację. To zależy w zupełności od gracza. A rocznie wychodzi sporo gier i każdy znajdzie jakąś dla siebie. Ja czasem lubię oddać się prostej, uzależniającej pętli, tak jak w M&B: Warband. Może z tą drobną różnicą, że jednak Warband miał wyższy replay value i zdarzenia losowe. Tych Drug Dealerowi dla zróżnicowanego doświadczenia brakuje.
Oczywiście marketingowo, jak przy pierwszej odsłonie, Drug Dealer Simulator 2 nie dowozi. Z opisu gry na Steam można wyjąć nierealne wnioski. Bo gdzie ten parkour? Przez niektóre rzeczy nawet nie jestem w stanie przeskoczyć, a już na pewno nie ucieka się tak widowiskowo przed policją, jak to ukazane na grafikach. Hierarchia gangu, rangi? To tylko diler i dystrybutor. Wciąż czegoś zabrakło.
Grę polecam osobom, które zagrały w ten format wcześniej i są świadome, że najlepiej nie mieć żadnych oczekiwań, żeby raz na jakiś czas pozytywnie się zaskoczyć. Choćby zbieraniem bursztynu w przerwie od pchania amfy.
Za kod Drug Dealer Simulator 2 na potrzeby recenzji scroll.morele.net dziękuję Byterunners.
Grafika główna: DDS2 press kit