Recenzje

21.11.2022 20:00

Evil West – recenzja gry. Dziki zachód, wampiry i zabawa!

Gry
23
0
0
2 lata temu
Evil West – recenzja gry. Dziki zachód, wampiry i zabawa!
23
0
0
23
0

Evil West to najnowsza produkcja rodzimego Flying Wild Hog – twórców takich hitów jak Shadow Warrior, Hard Reset czy mniejszego Trek To Yomi. Tym razem wzięli się za western. Jak wyszło? Tego dowiecie się z poniższej recenzji. Zapraszam do lektury!

Fani westernów nie mogą w tym roku zbytnio narzekać. W 2022 pojawiło się już Weird West czy też Hard West 2, a już za kilka godzin oficjalna premiera Evil West. Mimo wszystko nie mogę pozbyć się uczucia, że tematyka Dzikiego Zachodu nie jest zbytnio eksploatowana, a szkoda! 

Flying Wild Hog, twórcy omawianej produkcji, wyszli z podobnego założenia, gdyż Evil West z pewnością nie należy do „typowych” gier o kowbojach. Jedynym „podobnym” tytułem, który przychodzi mi na myśl, jest Red Dead Redemption: Undead Nightmare z… 2010 roku. Ten samodzielny dodatek świetnie się przyjął, a jednak od tamtej pory nic podobnego tak naprawdę nie powstało. Dlatego sprawdźmy, czy ten Blade na Dzikim Zachodzie to dobry pomysł?

Evil West – witajcie w Instytucie Rentiera! Fabułą i świat gry

Czym w ogóle jest Evil West? To trzecioosobowa gra akcji z małą domieszką RPG. Akcja produkcji rozgrywa się pod koniec XIX wieku w alternatywnej wersji Dzikiego Zachodu. My, jako gracze, wcielamy się w Jesse’ego Rentiera, łowcy potworów oraz syna Williama – dyrektora Instytutu Rentiera. Placówka ta ma przede wszystkim jedno, ale bardzo ważne zadanie – chronić ludzkość przed upiornym zagrożeniem, czyli wampirami. 

evil west screen z gry
Witajcie na dziwnym zachodzie! Evil West to bardzo intrygujący tytuł

Rodzina Rentierów od lat eksterminuje i bada tych krwiopijców, przez co udało im się stworzyć odpowiednie narzędzia do walki z nimi. Nie, wcale nie mowa o krzyżu i cebuli. Niestety ich wiedza i doświadczenie poszło na marne, kiedy cały instytut zostaje zniszczony przez niespodziewany atak, a jego dyrektor ukąszony przez jednego z wampirów. W tym miejscu tak naprawdę zaczyna się nasza przygoda – wyruszamy w poszukiwaniu „wampira matki”, aby raz na zawsze położyć kres tej dziwnej wojnie.

Fabuła nie wydaje się zbytnio skomplikowana, bo po prostu nie jest. Flying Wild Hog określiło ją jako „komiksową opowieść” i to określenie perfekcyjnie pasuje do tej historii. Klimatem może kojarzyć się np. z Van Helsingiem, Castlevanią, czy nawet Hellboyem, także, jeśli lubicie te klimaty, to poczujecie się jak w domu. Banalnie i przewidywalnie? Może i tak, ale w całej tej prostocie udało się stworzyć naprawdę ciekawy świat, który wręcz aż prosi się o jakiś serial. HBO, Netflix, Amazon, anyone? 

Sprawdź też: Premiery gier 2022 (PC, PS4, PS5, XONE, XSX, Switch)

Podchodząc do Evil West, nawet nie nastawiałem się na nic innego. Chciałem się odprężyć, przeżyć coś w stylu Shadow Warrior  i dokładnie to otrzymałem. Nowa produkcja Hogów jest właśnie jak dobre kino akcji – nie wymaga zbyt wiele od odbiorcy i nawet się nie stara udawać, że chce być czymś więcej. Mnie to jak najbardziej odpowiada. 

KODY RABATOWE MORELE

Przerysowani bohaterowie, których da się lubić (lub nie!)

Podczas tej naszej krucjaty napotkamy różne osoby, a każdą z nich cechuje zupełnie inny charakter. Jesse to taki typowy badass protagonista – nic mu nie jest straszne. Nie cierpi też biurokracji i siedzenia na tyłku, więc nie za bardzo pasuje mu rola dyrektora Instytutu. On problemy woli rozwiązywać w klasyczny, nieco brutalny sposób.

Sprawdź też: Najlepsze gry 2022 – w co warto zagrać? 

Edgar to towarzysz broni Jesse’ego. Doświadczony, stonowany, ale dalej umiejący przywalić. Emillia za to jest ciętą, ale świetną medyczką. Vergil za to jest genialnym, lecz tchórzliwym naukowcem. No i jest też niejaki James Harrow, który wprawdzie wampirem nie jest, ale też jest z niego kawał pijawy.

Wszyscy są wręcz nieco przerysowani, a twórcy od samego początku nakreślają, kogo lubimy, a komu chcemy dać w gębę. Twórcy na każdym kroku starają się nam pomóc, aby skupić się na tym, co najważniejsze – rozgrywce i zabawie. 

edgar gravenor w evil west
Każdy z bohaterów wyróżnia się charakterem. Tu na zdjęciu mamy Edgara – towarzysza broni Jesse’ego

Sama fabuła to według deweloperów zabawa na około 10 godzin. Nie na tyle, żeby poczuć monotonię, ale też wystarczająco, aby poczuć z niej satysfakcję. Warto też wspomnieć, że Evil West posiada tryb co-op! Drugi gracz wciela się wtedy w Edgara, który wspomoże Jesse’ego w walce. Niestety tu też zła wiadomość – nie ma crossplayu, więc gracze PC nie będą mieli szansy eksterminować wampirów wraz z konsolowcami. 

Szybko, efektownie i brutalnie – trochę o gameplayu

To, co zaciekawiło mnie w Evil West, kiedy w ogóle pierwszy raz zaprezentowano grę, to gameplay. Owszem – westerny lubię, wampiry ujdą, ale to rozgrywka przykuła moje oko. Jestem wielkim fanem oldschoolowych strzelanek czy slasherów, takich jak Quake, Devil May Cry, czy też właśnie Shadow Warrior od tych samych twórców. Zazwyczaj bardzo się przy nich relaksuję, choć może wydawać nieco dziwne, biorąc pod uwagę, co tam dzieje się na ekranie. Nowa produkcja Flying Wild Hog pod tym względem na pewno pasuje.

Do czego właśnie najłatwiej przyrównać mi Evil West? Trochę tu God of Wara (bardziej tego z 2018 r.), trochę Darksiders, odrobina Bulletstorm czy może nawet Gears of War. Hogsi wzięli wszystko, co najlepsze z każdego z nich i stworzyli prosty i satysfakcjonujący gameplay, przez który trudno oderwać się od ekranu. 

walka z wampirami w evil west
Wampiry i inne potwory można eliminować na różne sposoby!

Jako Jesse musimy przebrnąć przez 16 stricte liniowych etapów, na każdym z nich co jakiś czas trafiamy na coś a’la areny, gdzie najpierw musimy wyeliminować oponentów, aby przejść dalej. No i właśnie eksterminacja wampirów (i nie tylko!) jest tu niezwykle przyjemna. 

Wszystkie te demony likwidujemy przede wszystkim karabinem oraz pięściami, jednak na tym nie kończy się arsenał Jesse’ego. 

Do dyspozycji mamy też rewolwer, kuszę, miotacz płomieni, czy ładunki wybuchowe, a nawet gatlinga! No i do tego dochodzi elektryczna rękawica Rentiera, którą niczym w Bulletstorm przyciągniemy wroga lub w brutalny sposób ściągniemy go na ziemię. Warto też wspomnieć, że do żadnej z nich nie trzeba zbierać amunicji. Ba, nawet nie ma opcji ręcznego przeładowywania. Wszystko dzieje się automatycznie. Jednakże w Evil West nie przełącza się między tymi pukawkami, a przynajmniej ich większość, w tradycyjny sposób. Taka strzelba lub rewolwer dostępne są pod konkretnym klawiszem jako coś w stylu „umiejętności”. Moim zdaniem taki zabieg tylko podkręcił dynamikę produkcji. 

Nie tylko eksterminacja – elementy RPG, zagadki, wagoniki

Walka to ogólnie filar całego Evil West. To ta bezmyślna i brutalna rozgrywka gra tu pierwsze skrzypce i sprawia najwięcej radochy. Eliminacja kolejnych hord przeciwników w ogóle mnie nie nudziła, a ja stale miałem ochotę na więcej. Jednakże to nie wszystko, co gra ma do zaoferowania!

Wcześniej wspomniałem o elementach RPG, których tu jest naprawdę tyle, co kot napłakał. W trakcie rozgrywki zdobywamy punkty doświadczenia oraz pieniądze. Te przeznaczamy na nowe umiejętności – elektryczne naboje, więcej zdrowia czy nowe sztuczki rękawicą oraz wiele innych. Jak już wcześniej wspomniałem – Flying Wild Hogs na każdym kroku stara się nas odwieść od myślenia o czymś innym niż rozwałka. 

evil west screenshot z rozgrywki
Czasem poza samym strzelaniem trzeba rozwiązać kilka zagadek, albo przejechać się wagonikiem!

Chociaż nie samym strzelaniem człowiek żyje! Czasem trzeba zapewnić nieco innej rozrywki jak np. ZAGADKI. Te są naprawdę skomplikowane, gdyż czasem trzeba w coś strzelić, aby zrzucić linę, a kiedy indziej należy… przeciągnąć wagon w odpowiednie miejsce! Żarty, żartami – trochę elementów platformowych się znalazło, wszystkie na jedno kopyto, ale też niezbyt mnie to gryzło. Najważniejsze jest to, że nie było się trzeba się na tym jakoś przesadnie skupiać. 

Sprawdź też: Gry na dwie osoby na PC – najlepsze gry na jeden komputer dla 2 osób

Ze dwa razy zdarzyło się też, że niczym w Hugo pędziliśmy w wagoniku i musieliśmy dojechać do końca trasy. Tylko tym razem nie za pomocą przycisków telefonu, a karabinu, by to przełączać kładkę lub wysadzać ściany. Szczerze? Akurat takich elementów mogło pojawić się więcej. Niestety zabrakło też takiej typowej misji na koniu, z którego strzelamy do innych. Ogólnie gameplay sprawił mi mnóstwo radochy nawet w obecnej formie, ale dało się go urozmaicić. Może w sequelu? 

Edward Cullen i spółka, czyli wampirzy wrogowie

Warto też nieco pochylić się nad samymi nietoperzymi demonami, którzy usilnie będą starali się pokrzyżować nam plany. Owszem – w całym Evil West zdarzy nam się strzelić do zwykłego, ludzkiego bandyty, ale przede wszystkim będą to jednak wampiry. 

Bo te ogólnie będą nam dokuczać w przeróżnej postaci – na początku głównie atakować będą nas takie zwykłe „słabeusze” i ewentualnie nieco większe jednostki z toporami. Potem dojdą jeszcze latające dranie, wielkoludy z tarczą czy już bardziej rozwinięte wampiry. Co, jednak kiedy dany etap rozgrywa się za dnia? Cóż – byłoby zbyt dobrze, gdyby ludzkości nic nie groziło. Wtedy naszym zmartwieniem są wilkołaki. No i ewentualnie te wcześniej wspomniane bandziory, ale oni nie stanowią żadnego problemu. 

demony w evil west
Design wampirów oraz innych stworzeń jest naprawdę konkretny

Przeciwników można eliminować na różne sposoby – przy tych większych warto jednak zwracać uwagę na niektóre ataki – czasem wyświetlają się na nich specjalne kółka, które są ich słabym punktem. Natomiast np. te latające stwory najszybciej jest po prostu przyciągnąć – wtedy Jesse po prostu je miażdży. Słabszych oponentów można też posyłać w stronę pułapek, TNT lub większych przeciwników, jednocześnie mocno ich osłabiając. Nie jest to wprawdzie tak rozbudowane, jak już we wcześniej wspomnianym Bulletstorm, ale dalej trudno narzekać na nudę. 

W Evil West zmierzymy się też z kilkoma bossami z prawdziwego zdarzenia, choć pojedynki z nimi nie są jakieś rozbudowane (no może poza pierwszym). Nie trzeba do nich jakiegoś specjalnego schematu, głównie należy pamiętać o unikach. Czy jednak przeszkadzało mi to, że nie było to jakoś bardziej rozbudowane? Nieszczególnie.

Muszę natomiast pochwalić design tych potworów! O samej grafice jeszcze wspomnę w późniejszej części tekstu, jednak same upiory są naprawdę paskudne i każdy łatwo się wyróżnia, więc na polu bitwy od razu wiadomo, jak do danego wroga podejść. Po raz kolejny – jak najmniej myślenia, a jak najwięcej zabijania. 

Mrrroczny soundtrack – udźwiękowienie na poziomie

Jednakże, zanim przejdę do strefy graficznej, to chciałbym napomnieć o strefie audio. Już wizualnie gra jest naprawdę klimatyczna, ale to udźwiękowienie robi znakomitą robotę. Od samej ścieżki dźwiękowej, która perfekcyjnie oddaje atmosferę produkcji.

Samo strzelanie sprawia niesamowitą radochę, nie tylko, że gameplay jest „mięsisty”. Dokładnie to samo można powiedzieć o dźwięku wydobywanym z lufy. Daleko temu od realizmu, ale przypominam – mamy do czynienia z komiksową opowieścią. To nieco oldschoolowy odgłos, który stanowi miód dla uszu fanów takich gier. Żeby tego było mało – przy każdym wystrzale słychać delikatnie jakieś zwierze! Np. przy takim karabinie jest to mruczenie kota. Niby mały detal, ale właśnie takie szczegóły tylko bardziej podkręcają ten zwariowany klimat Evil West

Czasem aż chciałoby się stanąć i wdychać ten westernowy klimat.

Westernowy horror, który ruszy nawet na rękawicy Rentiera – grafika i optymalizacja Evil West

Jeśli chodzi o grafikę w Evil West, to jest po prostu dobrze. Na rynku są o wiele ładniejsze tytuły, ale produkcja Flying WIld Hog jednak trzyma akceptowalny i przyjemny dla oka poziom. 

Wprawdzie idealnie nie jest, ale mimo wszystko miałem wielką ochotę co chwile się zatrzymywać i robić fotki w różnych miejscach. Niestety nie było mi to zbytnio dane, gdyż w grze zabrakło trybu fotograficznego – większości z was to raczej nie sprawi problemu. To taka moja osobista dziwaczność. 

Projekty etapów są świetne, nie brakuje tu zarówno typowo westernowych miejscówek, jak i lokacji rodem z horrorów. Każdy z nich jest inny i nawet pomimo pomniejszych podobieństw, wyróżnia się. 

evil west poziomy
Evil West powinno ruszyć nawet na słabszym sprzęcie

Pod względem graficznym Evil West wypada mocno filmowo, jednakże trudno mi jest się oprzeć wrażeniu, że poza tym trochę tu pachnie komiksem. Pełno tu mroku, który kontrastuje z mocno nasyconymi barwami, co nieco przypomina mi prace Mike’a Mignoli. Całość naprawdę cieszy oko. Bohaterowie, wrogowie i poziomy prezentują się super i bez problemu czuć w tym wszystkim ten horrorowy klimat westernu. 

Grę testowałem na trzech różnych konfiguracjach – GTX 1050, RTX 3060 oraz na PS5. Oczywiście na tych dwóch ostatnich gra wyglądała najlepiej, ale o dziwo – już nieco leciwy laptop z 1050 też świetnie sobie radził. Na najniższych? Skądże – gra chodziła płynnie nawet na średnich/wysokich ustawieniach. Co by nie mówić – optymalizacja na medal, szczególnie że np. niedawno ogrywałem Gotham Knights, które miało problemy ze stałymi 30 klatkami. 

Dodam też, że na PC od paru lat gram naprawdę mało, dlatego nieco dziwne wydawało mi się sterowanie na klawiaturze. Początkowo czułem się, jakbym miał sobie połamać palce, ale ostatecznie w miarę szybko się przyzwyczaiłem. To jednak nie ten sam poziom „hardkoru” co w Devil May Cry 3, kiedy to wyszło na blaszaki. 

Zajawka przede wszystkim – wrażenia z pokazu prasowego Flying Wild Hog

W normalnych okolicznościach pewnie wrażenia z pokazu prasowego stanowiłby odrębny tekst, ale po spotkaniu z Flying Wild Hog stwierdziłem, że to wydarzenie warto wspomnieć w recenzji Evil West. Dlaczego? Z jednego prostego powodu – ZAJAWKA. 

Hogsi to stosunkowo młoda firma, a tego typu event był ich pierwszym w historii. Na początku odbyła się krótka prezentacja, którą prowadzili Tomasz Gop (Główny producent), Alek Sajnach (Narrative lead) oraz Joanna Staniszewska-Sawicka (Head of Marketing & PR). Już tutaj u ekipy było widać tę radość wymalowaną na twarzach. Dobra, formalności odhaczone, pora na zabawę. 

W siedzibie Flying Wild Hog było można na spokojnie przetestować Evil West (zarówno na PC jak i Xboxie), wszędzie pełno było rekwizytów z samej gry jak i poprzednich produkcji studia. Było też można skorzystać ze specjalnych rekwizytów i zrobić sobie gifa w specjalnej budce. 

Deweloperzy – ludzie pełni pasji

Jednakże to, co zatrzymało mnie najdłużej u Hogsów, to ludzie. Sporo rozmawiałem nie tylko z kolegami z branży, ale też samymi deweloperami. Razem wymienialiśmy się poglądami, powspominaliśmy stare czasy i gry, ale też to był czas, kiedy mogłem podpytać o to i owo.

Zobacz też: Polskie studio Flying Wild Hog — historia firmy

Najwięcej przegadałem z Dawidem Miką (Lead Sound Designer), Mateuszem Przybylskim (Producent), Michałem Wyroślakiem (Level Designer), Kamilem Pohlem (Cutscene Director) czy wcześniej wspomnianymi Alkiem Sajnachem i Joanną Staniszewską-Sawicką. Każdy z nich specjalizuje się w zupełnie czym innym, ale od każdego z nich biła ta sama, niesamowita zajawka i po prostu radość z tego, co robią. To mnie właśnie zauroczyło najbardziej – każdy z nich z wielką radochą opowiadał nie tyle co o samym projekcie, a o swojej pracy. 

pokaz prasowy evil west
Udało mi się nawet trafić na pokaz prasowy Evil West! Wyszedłem z niego totalnie natchniony | źródło: materiały prasowe

Dlaczego o tym wspominam? Bo właśnie tę pasję czuć w całym Evil West. Zresztą to już kolejny ich projekt, przy którym świetnie się bawiłem (Niedawno sporo spędziłem czasu na Space Punks, świetnie też wspominam właśnie Shadow Warrior 2 czy Hard Reset). W każdym z nich miałem niesamowitą radochę i teraz miałem okazję dowiedzieć się, kto za tym wszystkim stoi. Trzymam kciuki za kolejne projekty! 

Podsumowanie – czy warto dać szansę Evil West?

Evil West to przede wszystkim gratka dla fanów oldschoolowych produkcji, w których esencją jest rozwałka. Gameplay w najnowszej produkcji Flying WIld Hog jest niezwykle przyjemny i satysfakcjonujący, ale na pochwałę zasługuje też świat przez nich wykreowany. Bohaterowie są bardzo charakterystyczni, lokacje klimatyczne i świetnie zaprojektowanie, a udźwiękowienie robi robotę. Nie jest to pod żadnym pozorem odkrywczy tytuł, jest prosty w swoim założeniu, ma drobne niedociągnięcia, ale sprawia mnóstwo radości z rozgrywki. 

Sprawdź też: Najlepsze Brutalne gry — TOP 10 najbrutalniejszych gier na rynku!

Evil West trafił trochę w niefortunny dla wydawcy okres. Dopiero co wyszedł God of War: Ragnarok, a tuż za rogiem jest Callisto Protocol, niemniej jeśli lubicie się w grach akcji, to z pewnością warto zainteresować się i przygodami Jesse’ego Rentiera. Nowe dzieło studia ma wielki potencjał na całą serię produkcji o westernowych łowach wampirów. Dlatego trzymam kciuki za to, aby sequel otrzymał zielone światło. 

Podsumowanie:
Evil West to kolejny udany projekt rodzimego Flying Wild Hog. Gra doskonale trafia w grupę docelową – fanów oldschoolowego strzelania. Ten szalony mix westernu z wampirami ma spory potencjał na więcej, dlatego jeśli lubicie brutalną rozgrywkę oraz klimaty Val Helsinga, to z pewnością jest tytuł dla was. Produkcja wprawdzie odbiega nieco graficznie od innych, większych tytułów, ale to mimo wszystko jest to tytuł, którym warto się zainteresować. Nawet w obliczu tych wszystkich „wielkich” premier.

Ocena: 8/10

Kod do recenzji Evil West na PC i PS5 podesłali nam CENEGA oraz Focus Entertainment

23
0

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *