Praca w dosłownym znaczeniu. Odniosłem nieodparte, przykre dla tego tytułu wrażenie, że daleko mu do swojego podtytułowego przeznaczenia. Ale o tym opowie już sama recenzja Garden Life: A Cozy Simulator. Gry, w której bierzemy pod opiekę ogród.
Na rynku coraz więcej tzw. “cozy gier”. Jakby to właściwie przełożyć? Przytulnych gier? Spokojnych? Gry, w których można wypocząć, mile spędzić czas? Gdzieś wokół tej definicji kręci się esencja tytułów okrzykniętych tym angielskim terminem. Garden Life: A Cozy Simulator wykorzystał go nawet w swojej nazwie. Nie bał się tego zrobić. I uważam, że niesłusznie, bo w grze ani ja, ani mój ogród nie poczuliśmy się odpowiednio zaopiekowani.
Ale o tym, jak mówiłem, w dalszej części recenzji Garden Life: A Cozy Simulator. Trudno powstrzymać mi się od wstępnego wbijania szpileczki, kiedy tytuł ten odrobinę mija się z podstawowym założeniem. Założeniem, które powinno za sobą nieść nieco więcej wartości. Czy to czyni niniejszy tytuł złą grą? Na to właściwie odpowiemy sobie za chwilę.
O życiu (i pracy) w ogrodzie – fabuła i zadania
Fabuła gry Garden Life: A Cozy Simulator koncentruje się na przywróceniu dawnej świetności opuszczonemu ogrodowi, ale jego dobry duch jeszcze nad Tobą czuwa. To tryb fabularny. Wypełniony zadaniami, zleceniami w zasadzie, oraz z odblokowującą się stale zawartością. Jeden z dwóch trybów, bo obok fabuły można jeszcze zagrać w trybie kreatywnym, w którym od początku nie istnieją żadne ograniczenia.
Pomijając samouczek. Zadania albo przychodzą pocztą, albo zapisane są na kartce w szopie. Nic specjalnego. W gruncie rzeczy są to zlecenia wymagające od nas dostarczenia ściętych kwiatów lub postawienia ławki czy hucznego otwarcia szklarni. W jaki sposób? Wykonując zgoła te same czynności każdego dnia.
Czyli sadzimy, podlewamy, ścinamy, zbieramy, wysyłamy i pętla. Tak załatwiamy zlecenia. Jest to oczywiście tradycyjny dla wielu gier wideo grind – powtarzalne czynności. Nie ma tu angażujących zwrotów akcji. Ale nie żebym ich się tutaj spodziewał, to w końcu gra o ogrodzie. Niczego więcej właśnie nie oczekiwałem. Niczego ponad to, co jest w tytule.
Ale – i tu pierwszy, poważny zarzut, który przewinie się w recenzji Garden Life: A Cozy Simulator nieraz – w jakiś sposób gra uczy życia. Przypomina, że “ogrodowe życie” czy tam “życie w ogrodzie”, to jednak żmudne wywiązywanie się z obowiązków. Praca. A z jej zadań w kółko się powtarzających nie sposób wyjąć nieco radości.
Podlane pierwsze wrażenie
Takich mdłych odczuć bynajmniej nie zwiastowały początki z Garden Life: A Cozy Simulator. Bo pierwsze minuty, nie godziny, były całkiem przyjemne. Sceneria, jaka wita gracza po rozpoczęciu rozgrywki, od razu wprawia w sielankowy nastrój. Okolica, jak i sam ogród, jest wizualnie bogata i rozkosznie otula. Tu, bez grama wątpliwości, twórcom się udało!
Być może to zasługa producentki tytułu, nagradzanej florystki Kay Luthor. Na pewno miało to wpływ na jeszcze kilka innych aspektów rozgrywki, bo grze odmówić nie można, że w tych kilku jest fenomenalna. Mimo że w jakiejś części brutalna jest rzeczona recenzja Garden Life: A Cozy Simulator.
Pierwszy kontakt z ogrodem w grze wiążę się z wyrywaniem chwastów, posadzeniem pierwszych kwiatów i podlaniem ich, by ostatecznie uraczyły świat przepiękną paletą swoich barw. Wszak byłoby to skrajnie nieodpowiedzialne, gdyby kwitnące róże w grze nie oślepiały ognistą czerwienią.
Sprawdź też: Co to za kwiat – świetna aplikacja do rozpoznawania roślin
Czas pryska w momencie nieuchronnie zbliżającego się wieczoru. Kwiaty przestają rosnąć. Jest późno, ciemno. Nie pozostaje nic innego, jak tylko udać się na przystanek autobusowy, aby rozpocząć kolejny dzień. Prędkość, z jaką nastaje wieczór zaczyna nakładać presję na to, żeby następne godziny z grą były coraz produktywniejsze. Obawiam się, że nie o to chodziło…
Im dalej w ogród… Jak kwitnie gameplay?
Z czasem niewiele się zmienia. To znaczy każdy dzień to jakieś nowe zlecenie. W trybie fabularnym to jakiś dodatkowy monolog postaci ze świata gry, albo raczej portretu. I jedynym namacalnym życiem są ryby przepływające w wodzie w ogrodzie lub żaba w sklepie ogrodniczym staruszki Leslie. Pomijając naturalnie nasze kwiaty.
Rozgrywka Garden Life: A Cozy Simulator klaruje się w następujący sposób: kwiaty i ogród. O kwiatach już dość się rozwodziliśmy, ale napomknę tylko, że w czasie zabawy odblokowujemy ich coraz więcej, nawet bardziej szalonych gatunków. W zakresie ogrodu otrzymujemy możliwość jego modyfikowania. W średnim stopniu, bo przez jego zagracanie. Zapomnij o terraformowaniu.
I pozostając przy zagracaniu. Bardzo spodobał mi się taki detal, że łopatę możemy wbić w ziemię, aby poza swoją wiadomą funkcją była i przy okazji kosmetycznym elementem ogrodu. Nie brakuje także figur ogrodowych, np. żaby. I zawsze znajdzie się sposób na to, aby nasz ogród różnił się od ogrodów innych graczy. Jest jeszcze raptem kilka modyfikacji istniejących budynków, zaprogramowanych za kliknięciem, dostępnych za walutę zdobywaną w grze.
Sprawdź też: Najlepsze darmowe programy i aplikacje do projektowania ogrodu. Proste i niezwykle efektowne!
Koniec końców rozgrywka ogranicza się do prowadzenia swojego ogrodu. Czyli clou zostaje spełnione. Twórcy chwalą się ponadto proceduralną symulacją wzrostu roślin, które mogą piąć się po pobliskich obiektach. Fajnie, że rzeczywiście wszystko spina się w całość i ogród daje trochę wolności.
Tu flora zdobi ogród, zatem o grafice zdań kilka
Garden Life: A Cozy Simulator ogrywałem na konsoli Xbox Series X w wersji premierowej 1.0. W przypadku tej platformy nie ma mowy o żadnych ustawieniach graficznych. Gracz skazany jest na z góry założoną oprawę audiowizualną, która wyświetla się w płynności 30 klatek na sekundę. To, czy to za mało, raczej niech odpowie sobie każdy sam. Moim zdaniem ciut szkoda, że nie jest inaczej.
Skoro mowa o symulatorze z gatunku cozy, styl wizualny gry jest odpowiedni i konsekwentny. Myślę, że to jest ostatnia rzecz, do której mógłbym się przyczepić. A nie mam powodu. Jest ładnie, jest kolorowo i szczegółowo. W tle pogrywa przyjemna dla ucha muzyka. Nie umkną i przy niej odgłosy natury.
Z tego powodu zakładam twórcy umieścili w grze tryb fotograficzny. Im bardziej ogród się zmienia, tym bardziej opcja strzelenia mu sesji zdjęciowej robi się kusząca. Jest się czym chwalić.
Jest dużo pola do poprawy – laurka z życzeniami
Wymyśliłem sobie, co jeszcze można by w Garden Life: A Cozy Simulator poprawić. To nagłówek na kilka żali i pomysłów. Bo, żeby osiągnąć podtytułową przytulność, być może wystarczy kilka nowych rozwiązań.
Czas powinien płynąć wolniej
Albo jego upływanie powinno być związane z interakcją gracza, aniżeli samym przebywaniem w ogrodzie. Choć nie ma konsekwencji zbyt długiego przesiadywania, bo czas wieczorem się zatrzymuje, to fajniej byłoby dłużej cieszyć się słońcem. W trybie kreatywnym na przykład można aktywnie zmieniać pory roku. Tego czasu brakuje w trybie fabularnym, kiedy chcielibyśmy od razu zadbać o wygląd swojego ogrodu, a nie dać się podejść zleceniom.
Przydałoby się więcej angażujących animacji
Czego trywialnym przykładem niech będzie głaskanie kota z szopy. Nie wystawiamy do niego nawet dłoni. A animacje korzystania z narzędzi są oszczędne. Pewnie z dosłownego powodu. Ale brakuje, oj, brakuje ludzkiej ręki, która dba o ogród. Byłoby super przeżyć ogrodnictwo szczegółowiej niż tylko przy okazji dojrzewania kwiatów.
Konieczny mniej drażniący interfejs
Korzystanie z ekwipunku przy pasku szybkiego dostępu to i tak nic przy książce z roślinami z powolnymi animacjami kartkowania. Z tym że kartkowanie powinno być szybkie. A niestety nie ma możliwości szybkiego przeklikania się za interesującym nas kwiatem. Jest to powolne i męczące. A poruszanie się po całym interfejsie nie było dla mnie za intuicyjne.
Ogród nie czuje się swój
A to przy poprzednich rozwiązaniach stanowi szczególny problem. Każdego dnia dojeżdżamy do ogrodu autobusem. Ja wiem, że to konsekwencja fabuły. Jednakże, czy nikt z nas nie marzył o własnym ogrodzie? Ogrodzie, którego owoce będziemy obserwować z okna własnego domu? Wychodząc rano przez ganek? Nie czuję się zrelaksowany dbając o coś, co do mnie nie należy. Tego wrażenia trudno się wyzbyć. Ogród w Garden Life: A Cozy Simulator to kawałek ziemi, szopa i szklarnia. Nie ma domu, by poczuć się przytulnie. A do ogrodu wchodzi się niemal bezpośrednio z ulicy.
Nie jest cozy – podsumowanie Garden Life: A Cozy Simulator
W podsumowaniu odbieram Garden Life: A Cozy Simulator za w dużej części straconą szansę, bo sama gra stanowi solidny fundament dla czegoś wyjątkowo cozy. Szkoda, że wizja gry nie skupiła się jednak na poczuciu własności i spowolnieniu rozgrywki, to, przynajmniej dla mnie, byłoby strzałem w dziesiątkę. Tymczasem i w ostateczności recenzowana gra nie ma niczego, co przyciągnęłoby na dłużej i jednocześnie wyróżniło ją spośród pozostałych przytulnych gier.
To pomimo że stawia na interesującą mechanikę rozwijania się roślin i jest atrakcyjna wizualnie. Ale przez to między innymi prosi się, aby miejsce to regularnie zatrzymywało się w czasie. Domyślam się, że i budżet był problematyczny, bo odwiedzane przez nas miasto pozbawione jest jakiegokolwiek życia. Wokół ogrodu to raptem ptaszek i rybka.
Mamy zatem kilka problemów. Jedne z nich łatwiej naprawić, drugie wymagałyby przemiany wizji. Mocną stroną gry pozostaje prowadzenie ogrodu i sadzenie kwiatów. Do tego możliwość jego personalizowania. Więc o ile Garden Life: A Cozy Simulator może z jednego punktu widzenia zachwycić, o tyle może i z drugiego znużyć. Więc, czy warto zagrać? Jestem zdania, że jeśli twórcy włożą trochę pracy w aktualizacjach to czemu by nie, ale pewnie nadal nie po pełnej cenie.
Za kod do gry w wersji na Xbox Series X dziękuję GameTomb.gg