Mario + Rabbids Sparks of Hope to kontynuacja świetnie przyjętej gry z 2017 roku. Połączenie przygód kultowego hydraulika z kórlikami okazało się strzałem w dziesiątkę! Jak wypada sequel i czy powtórzy sukces oryginału? Zapraszam do lektury recenzji!
Kiedy tylko ogłoszono Mario + Rabbids Kingdom Battle internet zawrzał. Zdegustowani internauci byli oburzeni, iż kolejna kultowa postać otrzymuje crossover z szalonymi kórlikami. Trudno im się dziwić – po ostatnim takim wybryku Rayman zniknął na kilka lat, choć to przecież nie wina uszatych stworzeń.
Jednakżej połączenie świata kultowego hydraulika z nieokiełznanymi kórlikami okazało się receptą na sukces. Tytuł ten przez wielu uważany jest za jeden z najlepszych na Nintendo Switch. Co mogło mieć na to wpływ? Prawdopodobnie to, że w tym przypadku była mowa o pełnoprawnej grze, a nie zbiorze minigierek. Po tak ciepłym przyjęciu kontynuacja była tylko kwestią czasu.
Ta została w końcu zapowiedziana cztery lata po premierze jedynki, a dokładniej na E3 2021. Tym razem jednak odzew był zupełnie inny. U nie jednego internauty Mario + Rabbids Sparks of Hope od razu wskoczyło na listę jednej z najbardziej wyczekiwanych gier, w tym moją. Dlatego cieszę się, że już teraz mogę się z wami podzielić swoimi wrażeniami z tej produkcji. Jak wypada nowa część Mariana i Kórlików?
Mario + Rabbids Sparks of Hope – Mario i Kórliki powracają!
Już na samym wstępie zaznaczę, że Mario + Rabbids Sparks of Hope to po prostu wzorowy sequel. To nie jest bezmyślna kalka poprzedniczki z nowymi teksturami. Owszem, dalej mowa o turówce z Marianem i Kórlikami w roli głównej, bo trzon rozgrywki pozostał taki sam. Jednakże zmian nie brakuje, a sama gra jest jeszcze bardziej przystępna, niż jedynka.
Po pierwsze – same obszary do eksploracji są większe, łatwiej się po nich poruszać i więcej jest na nich do roboty. Dodano na nie również przeciwników, z którymi interakcja przeniesie nas na pole bitwy, trochę jak np. w Persona 5 lub Pokemon Sword. Sama walka też nie jest do końca taka sama.
Zrezygnowano z „siatkowego” systemu, w którym wskazywało się pola, na które ma się przemieścić dana postać. W Sparks of Hope każdy z bohaterów posiada określony obszar, po którym może się swobodnie poruszać. Tytułowe Sparki można za to przyrównać do materii z Final Fantasy VII i są świetnym urozmaiceniem wirtualnych batalii. Sam skład także został wzbogacony o nowe osoby! Poza kórliczą wersją Rosaliny oraz tajemniczą Edge naszą ekipę wesprze… Bowser! Beep-o za to doczekał się towarzystwa w postaci AI Jeanie. Poza tym warto też wspomnieć o nowym systemie progresji (exp zamiast gearu), statusach, czy tak pozornie błahej sprawie, jak udźwiękowionych dialogach, ale do tego wszystkiego jeszcze wrócę.
Fabuła w Sparks of Hope – pora na przygodę!
Za siedmioma górami, za siedmioma lasami, żyje sobie Mario wraz z Kórlikami. Ci niby zabójcy Raymana na dobre się zadomowili w Mushroom Kingdom i żyją w syntezie z kultowymi bohaterami Nintendo. Jak to jest w zwyczaju – sielanka nie trwała długo, a winien jest temu Rabbid Mario, który zgubił swoje ogrodniczki! Przynajmniej w mojej wersji zdarzeń. Jednakże tak na poważnie, to tajemnicze zło imieniem Cursa zaczęło najeżdżać przeróżne światy w poszukiwaniu tytułowych sparków, jednocześnie wysysając życie z planet. Żeby tego było mało – zniknęła Rosalina! Nasi bohaterowie czym prędzej ruszają więc na ratunek.
Fabuła, tak jak zwykle, jest nieskomplikowana i raczej schematyczna, do czego już hydraulik zdążył nas przyzwyczaić. Pod żadnym pozorem nie jest to wada, szczególnie że przygoda ta jest pełna humoru! Kórliki to rozgadane stworzenia i nie brakuje między nimi przezabawnych interakcji. Słowne sprzeczki Beep-o z Jeanie, choć sztampowe, też często potrafią przyprawić człowieka o uśmiech na twarzy.
Główna historia to zabawa na około 18-20 godzin, jednak ukończenie wątku fabularnego to nie wszystko. W grze aż roi się od zadań pobocznych, za których wykonanie oczywiście jesteśmy nagradzani. Czasem są to zwykłe zagadki, a czasem należy zlikwidować w danym miejscu zagrożenie. Jedno jest pewne – na nudę nie ma co narzekać.
Warto też wspomnieć, że znajomość historii Mario + Rabbids Kingdom Battle tak naprawdę nie jest wymagana. Ot jedyne, co powinno was interesować to to, że Kórliki i Mario żyją w jednym świecie. Niemniej zachęcam jednak do sprawdzenia oryginału, bo jest po prostu świetny.
Rozgrywka w nowym Mario + Rabbids przeszła małą metamorfozę
Pora na to, co kórliki lubią najbardziej, czyli gameplay! Jak już wcześniej zostało wspomniane – ten doczekał się niemałych zmian. Walki w Mario + Rabbids Sparks of Hope są o wiele bardziej dynamiczne niż w jedynce. Od teraz gracz może poruszać się swobodnie po wyznaczonym polu, jednakże nic nie stoi na przeszkodzie, aby nieco zwiększyć ten obszar. Można to zrobić na kilka sposobów. Pierwszym z nich jest oczywiście specjalny przedmiot. Drugim jest wybicie z konkretnego pola. Trzecim jest możliwość wybicia się od swojego sojusznika, a czwartym transport przez rury hydrauliczne.
Już ta jedna zmiana stwarza zupełnie nowe możliwości taktyczne. Teraz tym bardziej trzeba myśleć trójwymiarowo, aby skutecznie likwidować oponentów. System umiejętności jest podobny – każdego z bohaterów cechuje konkretna zdolność. Mario lub Luigi, mogą zaatakować przeciwnika, kiedy ten się poruszy, kórlicza Peach uleczy skład, a Rabbid Rosalina dosłownie zatrzyma w czasie swoich oponentów. Nowością są Sparki, które charakteryzują się różnymi mocami. Jeden „podpali” nasze pociski, drugi wywoła deszcz meteorytu, a za pomocą jeszcze innego można stać się niewidzialnym.
Cały czas trzeba rozmyślać jak zmaksymalizować swoje obrażenia i wyeliminować z planszy jak najwięcej wrogów. Jednocześnie przy zakończeniu rundy należy pamiętać, aby chować się za osłoną, żeby nie dać się zdzielić. Emocji tu zdecydowanie nie brakuje!
Żywioły, statusy, sparksy i brak CO-OP?
Wprowadzenie żywiołów poskutkowało zaimplementowaniem statusów. W jedynce były to głównie dwa – honey i bounce. Obecnie wróg może być podatny lub odporny na ogień, lód, elektryczność czy wiatr. Dlatego teraz przed walką warto najpierw rozeznać się na mapie, sprawdzić słabości nikczemników i specjalnie pod nich wybrać sparki oraz skład.
Mario + Rabbids Kingdom Battle było często przyrównywane do serii X-COM i choć w Sparks of Hope dalej można doszukiwać się podobieństw, tak jednak jest to bardziej samodzielny byt. Jeśli taktyczne gry nie są waszym konikiem, to nic nie szkodzi. Produkcja prowadzi mniej doświadczonych graczy za rączkę, przez co szybko idzie się połapać w całej tej mechanice.
Najnowsze Mario + Rabbids Sparks of Hope to po prostu niesamowity fun i czas przy tym tytule upływa jak szalony. Nim się obejrzałem, a już lądowałem na ostatniej „planecie”. Dalej pozostało mi wiele do zrobienia, a jeszcze niebawem zapewne zostanie zapowiedziane wcześniej DLC z Raymanem. Tak! Kultowy heros Ubisoftu powróci w formie dodatku. Mam nadzieję, że niebawem w końcu marka zostanie ponownie wskrzeszona. Oby!
Naprawdę trudno jest mi się do czegoś przyczepić – grało mi się naprawdę dobrze i tylko w jednym miejscu spotkałem się z poważniejszym bugiem. Edge dosłownie wbiła mi się w ścianę i nie mogła wyjść. W tym przypadku nawet się ucieszyłem, bo odwróciło to uwagę przeciwników, kiedy to za pomocą Mario skradłem się za plecy bossa! Warto też wspomnieć, że w Sparks of Hope zabraknie trybu CO-OP, który był obecny w Kingdom Battle. Szkoda, bo potencjał na multiplayer w tej serii jest ogromny i aż dziwne, że twórcy się nie pokusili, aby go zaimplementować. Może w DLC?
Technicznie bez zarzutu, czyli grafika, udźwiękowienie i wydajność
Trudno jest też nie pochwalić Mario + Rabbids Sparks of Hope pod kątem grafiki i udźwiękowienia. Należy pamiętać, że to tytuł na Nintendo Switch, dlatego też nie spodziewałem się fajerwerków graficznych. Produkcja jednakże jest naprawdę miła dla oka – jest kolorowo i wesoło, światy są w miarę szczegółowe, a co najważniejsze – ciekawe!
Animacje są świetne, szczególnie cut-scenki! Wrażenie robią także sekwencje, w których uruchamia się zdolność bohatera, szkoda tylko, że nie pokuszono się o zaimplementowanie kilku różnych. Te niestety po pewnym czasie zaczynają nużyć i gdy tylko się odpalały, to je pomijałem.
Interfejs w Mario + Rabbids Sparks of Hope jest bardzo dobrze zaprojektowany – bez problemu idzie się odnaleźć w gąszczu opcji. Jednak jak miałbym się do czegoś przyczepić, to mapy – nie jest ona do końca intuicyjna, przynajmniej jeśli chodzi o podążanie za głównym celem.
No i dźwięk! Tym razem bohaterowie przemawiają ludzkim głosem! Czy to Rabbidy, czy Beep-o – każdy z nich ma nagrane linie dialogowe. Nie ukrywam, że początkowo dziwnie się czułem, słuchając gadającego kórliczego Mario, ale ostatecznie wyszło to świetnie.
Nie mogę też się przyczepić samej wydajności Mario + Rabbids Sparks of Hope. Zarówno w wersji stacjonarnej, jak i przenośnej nie napotkałem się ze spadkiem płynności. Może raz lub dwa faktycznie na ułamek sekundy spadły klatki, ale na 99% gra jest stabilna. Sterowanie także nie sprawiło mi żadnego problemu – szybko idzie załapać co i jak.
Podsumowanie – warto kupić Mario + Rabbids Sparks of Hope?
Po powyższej lekturze raczej nietrudno jest się domyślić, jaki będzie werdykt. Miałem spore oczekiwania wobec Mario + Rabbids Sparks of Hope i zostały one w pełni spełnione. To pełna życia i humoru produkcja, która sprawia niesamowitą radochę. Gra jest większa, lepsza, ładniejsza. Zmiany w rozgrywce są strzałem dziesiątkę. Gameplay, choć teraz bardziej taktyczny, zyskał też sporo na dynamice. Starcia są ciekawe, a urocze animacje przykuwają oko.
To świetny tytuł zarówno dla młodszego, jak i starszego gracza. Nawet jeśli ktoś nie jest przekonany do turowego systemu walki, to i tak zachęcam, aby dać tej grze szansę. Gameplay jest naprawdę przystępny, a Mario + Rabbids Sparks of Hope to co najmniej 20 godzin dobrej zabawy. Dla mnie jak najbardziej warto.
Podsumowanie:
Mario + Rabbids Sparks of Hope to wzorowy sequel, który jest po prostu lepszy, większy i ładniejszy od poprzedniczki. Prosta, lecz wciągająca fabula, naprawdę solidny gameplay oraz mnóstwo humoru to największe zalety tej produkcji. Fani jedynki będą zachwyceni, ale osoby z nią niezaznajomione też spokojnie mogą sięgnąć po ten tytuł. Zdecydowanie polecam.
Ocena 9/10