The Last of Us Part II Remastered to teoretycznie odświeżona wersja czteroletniej gry. W praktyce jednak wyszło nieco inaczej. Co się pozmieniało? Czy ta edycja w ogóle była potrzebna? Ogólnie to tak, ale…nie do końca? Pozwól, że wyjaśnię…
To niesamowite, że w po raz kolejny w internecie wrze praktycznie z tego samego powodu, co półtora roku temu. Wtedy internauci spierali się o słuszność powstania The Last of Us Part I czyli remake pierwszej odsłony serii. Osobiście starałem się bronić tej pozycji, bo dalej uważam, że jedynka jak najbardziej zasługiwała na taką metamorfozę.
W przypadku drugiej odsłony jednak nie mogę powiedzieć tego samego, choć z drugiej strony „remaster” faktycznie był tu potrzebny. Po prostu największy zarzut będę tu miał do… marketingu. Wszystko wyjaśnię poniżej, dlatego serdecznie zapraszam Cię do lektury!
The Last of Us Part II Remastered – co się zmieniło?
Na samym początku najlepiej będzie wypunktować wszystkie zmiany, które Naughty Dog wprowadziło w tym The Last of Us Part II Remastered. Co takiego zmieniło się w tym niby remasterze?
- “Lost levels” – odkryj nieznane poziomy i komentarze twórców. Wczesne wersje trzech nowych poziomów, których nie było w oryginalnej grze: Kanały, Impreza w Jackson i Polowanie na Dzika. Dodatkowo, obok głównych scen kampanii, możesz posłuchać wielogodzinnych komentarzy deweloperów.
- „No Return / Bez Powrotu” – nowy tryb przetrwania, który łączy elementy roguelike i survivalu. Sprawdź swoje umiejętności bojowe, korzystając z różnych postaci ze świata The Last of Us.
- Nowe sposoby gry – rozwijaj swoje muzyczne umiejętności dzięki opcji swobodnej gry na gitarze, która zawiera nowe instrumenty, lub spróbuj swoich sił w nowym trybie Speedrun, publikując swoje najlepsze wyniki. Do zestawu funkcji dostępności „The Last of Us Part II” dodano również Opisowy Dźwięk i Przemianę Mowy na Wibracje.
- Lepsza grafika – The Last of Us Part II Remastered oferuje natywną wydajność 4K w trybie wierności, ulepszenia szybkości klatek oraz wsparcie dla Zmiennego Odświeżania Obrazu. Ulepszenia graficzne obejmują zwiększoną rozdzielczość tekstur, odległości detali, cienie słoneczne i rozdzielczość tekstur, ulepszoną częstotliwość próbkowania animacji i więcej.
- Pełne wsparcie kontrolera bezprzewodowego DualSense – haptyka i adaptacyjne triggery sprawiają, że każda broń czuje się wyjątkowo i zwiększają poczucie obecności w otoczeniu.
Jak możesz zauważyć – zmian tych nie ma zbyt wiele, ale dodają nieco contentu do gry, a sama rozgrywka znacząco ulega poprawie. Tylko wszystko to zapewne przypomina Ci nie remaster, a coś innego, prawda? NIech zgadnę – aktualizację do wersji na PS5? Bo tym właśnie jest The Last of Us Part II Remastered – next-gen patchem. Jestem niemal pewny, że gdyby marketing obrał taką narrację, to by tak jadowicie w sieci nie było, ale cóż…nieważne jak o nas mówią, ważne, że mówią, co nie?
Czy grafika faktycznie jest lepsza?
Nie ukrywam, że ucieszyłem się na powrót do drugiej odsłony – szukałem pretekstu, aby ponownie odpalić ten tytuł i w końcu go znalazłem. Choć sporo mogę zarzucić The Last of Us Part II, tak uwielbiam klimat tej produkcji, który dla mnie wylewał się z ekranu telewizora.
Odpalając „remaster” początkowo miałem wrażenie, że… graficznie nie zmieniło się nic. Na zwiastunie potrafiłem dostrzec poprawę, ale na żywo już niekoniecznie. Odkopałem pudło z oryginałem, wrzuciłem płytę do napędu i odpaliłem oryginał. Uff, jednak pierwotne wrażenie było mylne.
The Last of Us Part II Remastered faktycznie wygląda lepiej, ale… nieznacznie. Na samym początku nie mogłem zauważyć różnicy, bo wcześniej ogrywałem The Last of Us Part I, w którym od razu widać, że poziom graficzny jest na zupełnie innym poziomie, niż oryginał. Tutaj, jak już wspomniałem, musiałem po prostu odpalić „podstawkę”.
Sprawdź też: The Last of Us Part I – recenzja gry. (Nie)potrzebny remaster?
Faktycznie – gra światła i cieni jest zdecydowanie lepsza, tekstury także bardziej wyraziste, taka woda w rzece bardziej przypomina wodę, słonko „naturalniej” świeci. Jest ładniej i dalej potrafię stanąć na chwilę i podziwiać widoki (a przy okazji zrobić screena!). Tylko jednak na tle innych produkcji, tytuł ten wypada co najwyżej „ok”.
Warto wspomnieć, że czasy ładowania oczywiście uległy znacznej poprawie. Ba, można zaryzykować stwierdzeniem, że tych praktycznie nie ma, bo po śmierci niemalże od razu można wskoczyć znowu do rozgrywki. Świetnie też sprawdzają się nowości związane z kontrolerem DualSense – już oryginalne TLOU Part II było chwalone za opcje dostępności, a „remaster” jeszcze dodaje nieco od siebie. Teraz możesz np. zamienić mowę…na wibracje! Co by nie mówić – Naughty Dog należą się brawa za to, jak udało im się tę produkcję przystosować pod naprawdę szerokie grono osób.
No Return, czyli jak zatrzymać gracza przy The Last of Us Part II Remastered
Raczej nie ma sensu, abym pochylał się bardziej trybowi Speedrun czy grze na gitarze. Inaczej sprawa się ma w przypadku roguelike’owej nowości, jaką jest No Return. W tym miejscu zapewne wielu graczy zostawi swoich kilka lub kilkanaście kolejnych godzin życia. Uruchamiając The Last of Us Part II Remastered po raz pierwszy, to właśnie zacząłem od niego.
O co w nim w ogóle chodzi? Całość polega przede wszystkim na eksterminowaniu hord oponentów, przebijając się przez kolejne to etapy. W międzyczasie zbierasz nowy ekwipunek, ulepszasz go itp. Gdy umrzesz, to zaczynasz całkowicie od nowa.
Sprawdź też: The Last of Us: Part II (PS4, PS5)
W miarę postępów w grze, osiągając odpowiednio wysoki poziom, masz okazję zmierzyć się z bossami z głównej kampanii, ale pojedynki w tym trybie różnią się nieco od tych w podstawowej grze. Każda rozgrywka jest unikalna, z różnymi przeciwnikami, lokalizacjami i wyzwaniami. Te zresztą dzielą się na cztery rodzaje:
- Assault (Szturm) – tutaj stawiasz czoła falom nadciągających wrogów.
- Capture (Zdobycie) – polega na włamaniu się na strzeżony obszar.
- Holdout (Obrona) – współpracujesz z towarzyszem AI, aby obronić się przed atakami zainfekowanych.
- Hunted (Polowanie) – twoim zadaniem jest przetrwanie przez określony czas.
Dodatkowo w trakcie gry losowane są mody. Decydowanie się na podjęcie wyzwań z modami wpłynie na nagrody, które otrzymasz. Przetestują one Twoje umiejętności w zabawny i zaskakujący sposób. Przykłady to wrogowie, którzy po śmierci zrzucają bomby rurowe, gęsta mgła otaczająca mapę spotkania itp. Mocno to potrafi urozmaicić rozgrywkę, bez dwóch zdań.
Gambity natomiast to opcjonalne, dynamiczne wyzwania, które mogą dodatkowo urozmaicić każdą rundę. Od wymogu wykonania określonej liczby strzałów w głowę po unikanie ataków wręcz, Gambity mogą pomóc Ci ugruntować plan przed wyzwaniem lub dać szansę na rozwinięcie strategii, jednocześnie pracując nad zdobyciem dodatkowych zasobów na daną rundę.
Wybór postaci ma znaczenie!
Na początku w No Return masz do wyboru dwie postaci – Ellie i Abby. Jednakże samych bohaterów jest o wiele więcej, których odblokować możesz z czasem. Każda postać posiada unikalne cechy, które oferują różne style gry. Na przykład Dina jest wyposażona w przepisy na pułapki i bomby ogłuszające od samego początku, a w jej drzewku umiejętności znajduje się ulepszenie umożliwiające tworzenie podwójnej ilości bomb, podczas gdy Abby posiada przepis na ulepszenie walki wręcz i leczy się przy uderzeniach wręcz. To zapewne kolejny element, który sprawi, że gracze zatrzymają się przy The Last of Us Part II Remastered na nieco dłużej
Czy warto kupić The Last of Us Part II Remastered?
Chyba nigdy nie miałem takiego dylematu w werdykcie, jak właśnie przy The Last of Us Part II Remastered. Owszem, ten „remaster” był potrzebny, usprawnia on rozgrywkę, a No Return potrafi nieźle wciągnąć. To też kawał świetnej gry, która rzeczywiście zasługuje na tę kwotę, ale jak już wspominałem – to tylko next-gen patch.
Sprawdź też: Premiery gier. W co warto zagrać w tym roku?
Czy warto zagrać w The Last of Us Part II Remastered? Jak najbardziej. Jeśli posiadasz podstawkę, to aktualizacja do tej edycji wyniesie Cię około 40 zł. Taka kwota za te dodatkowe godziny rozgrywki w roguelike’owym trybie jak najbardziej jest odpowiednia. Podstawkę idzie zresztą dorwać też za kilkadziesiąt złotych. Czy byłbym jednak w stanie wydać pełną kwotę, kiedy to “zwykła” edycja jest dalej dostępna? Raczej niekonicznie.
Za kod do gry dziękuję Sony Interactive Entertainment Polska